Przejdź do treści

Ustawienia dostępności

Rozmiar czcionki
Wysoki kontrast
Animacje
Kolory

Tryb ciemny włączony na podstawie ustawień systemowych.
Przejdź do , żeby zmienić ustawienia.

Godło Polski: orzeł w złotej koronie, ze złotymi szponami i dziobem, zwrócony w prawo logo-sygnet Politechniki Morskiej w Szczecinie - głowa gryfa, elementy kotwicy i sygnatura PM Politechnika Morska w Szczecinie

Unia Europejska

Młodzi z sukcesami - wywiady z absolwentami Grzegorz Przeradzki

inż. mechanik Grzegorz Przeradzki - absolwent WSM w Szczecinie
Przedstawiamy kolejnego absolwenta, tym razem Wydziału Mechanicznego, który poprzez swoją historię pokazuje, że studia na naszej Uczelni mogą być prawdziwą przygodą i okazją do rozwijania swoich pasji.

Grzegorz Przeradzki – absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie, dyplom inżyniera 1997 r. - kierunek: budowa maszyn i urządzeń okrętowych o specjalności eksploatacja siłowni okrętowych.

PM: Jak Pan wspomina czas spędzony na WSM?

GP: Sposób kształcenia i przekazywania wiedzy był super. Absolutna rewelacja jeżeli chodzi o mechanikę płynów, chłodnictwo i klimatyzację oraz materiałoznawstwo. Te trzy przedmioty najbardziej pamiętam i z nich najbardziej korzystałem w życiu. Natomiast inne przedmioty albo były traktowane przez mnie lekko, na zasadzie zaliczenia i pójścia dalej lub niezbyt wzbudzały moje zainteresowanie. Najwięcej pozostało mi tych pozytywnych wspomnień. Negatywnych rzeczy nie pamiętam, no może poza tym, że tydzień przed obroną pracy inżynierskiej i na dwa tygodnie przed wypłynięciem nie zdałem ostatniego egzaminu, który musiałem powtórzyć w biegu, aby obronić się na czas i wypłynąć w rejs statkiem PŻM.

PM: Studiowanie w tamtych czasach zapewne różniło się od tego dzisiaj …

GP: Różniło się i to bardzo, wiele ciekawych i zabawnych sytuacji doświadczyłem podczas szkolenia wojskowego, którego dzisiaj już nie ma. Przypominam, że wprawdzie jako studenci nie byliśmy skoszarowani, ale przez pierwsze dwa lata studiów raz w tygodniu uczęszczaliśmy na studium wojskowe. Równolegle z zajęciami na Uczelni mieliśmy regularne ćwiczenia wojskowe i były tam takie przedmioty jak: taktyka związana z okrętami wojennymi, zajęcia z musztry, zajęcia ze strzelania, wyjazdy na poligon.

PM: Jestem ciekaw jak po obronie dyplomu potoczyła się Pańska kariera zawodowa? Wspomniał Pan o pierwszym rejsie statkiem PŻM. Jak to się stało, że udało się Panu tam znaleźć?

GP: Nie powiedziałbym, że „udało się”, ponieważ nie stanowiło większego kłopotu dla studentów ówczesnej WSM-ki, by znaleźć praktyki czy pracę. Będąc studentem trzeciego roku odbywałem praktyki w spółce PŻM, a po uzyskaniu tytułu inżyniera i zakończonych praktykach po prostu ponownie złożyłem tam dokumenty i dostałem pracę. Pływałem po skończeniu studiów około 2 lata. Przez ten czas wiele się wydarzyło, wziąłem ślub, a później zostałem ojcem. Mój syn dziś również jest studentem obecnej Politechniki Morskiej na Wydziale Mechanicznym. W związku z tymi zmianami pojawił się dylemat – czy warto tak długo być poza domem – ponieważ kontrakty były długie (od 6 do 8 miesięcy). Wówczas miałem jeszcze epizod z norweskim, statkiem pasażerskim, a po zejściu z rejsu żona zadała mi pytanie czy to jest na pewno to, co chcę w życiu robić. Uznałem, że chcę spróbować sił w pracy na lądzie.

PM: Zakładam, że w tamtym czasie nie było to proste…

GP: Nie było łatwo, głównie z tego względu, że trudno było znaleźć firmę, która spełni moje wymagania. Brzmi to może wyniośle, lecz moje wymagania w stosunku do pracodawcy były stricte skierowane na umożliwienie mi rozwoju. Starałem się zatrudnić w biurze projektowym Stoczni Szczecińskiej. Okazało się jednak, że moje kwalifikacje zdobyte podczas studiów są niewystarczające, aby projektować statki, czy nawet być zaangażowanym w ten proces. Mimo usilnych starań, nie udało mi się podjąć pracy jako projektant. Próbowałem wówczas objąć stanowisko przy budowie statków, ale także bez powodzenia.

PM: Martwi mnie to, że ta historia niezbyt dobrze się zaczyna, będzie jakiś happy end?

GP: Raczej Happy New Year, rok 1999 przyniósł ze sobą niespodziankę, ponieważ znalazłem pracę w firmie zajmującej się budową dróg i mostów na stanowisku głównego mechanika. Zajmowałem się wówczas serwisem i naprawą wielkogabarytowych maszyn budowlanych. Dla potrzeb utrzymania i budowy dróg zbudowaliśmy w Szczecinie wytwórnie mas bitumicznych. Trudne czasy dla „budowlanki” spowodowały, że ponownie zmieniłem branżę powracając do sektora morskiego. Dołączyłem do norweskiej firmy UNITOR, później Wilhelmsen, a dzisiaj Survitec, pracowałem, jako menadżer ds. jakości. Byliśmy w Szczecinie centrum projektowo-logistycznym, które zajmowało się ochroną przeciwpożarową statków i obiektów morskich. Spędziłem w tej firmie kolejne 16 lat na różnych stanowiskach.

PM: To odbiega od dzisiejszych trendów w kontekście zmiany i stażu pracy, co przesądziło o pracy tam aż przez 16 lat. Przecież jest tyle firm i ciekawych ofert?

GP: Myślę, że najlepiej odda to jedna z ciekawszych historii związanych z tą firmą, z którą miałem styczność pierwszy raz kiedy odbywałem praktyki podczas studiów na WSM. To była jednak bardzo niemiła przygoda, ponieważ podczas praktyk morskich przypadkowo poparzyłem dłonie i całe przedramiona środkiem chemicznym,. W tamtych czasach instrukcje były sporządzone wyłącznie w fachowym języku obcym. Jako młody praktykant, nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić. Urazy doznane w wyniku tych poparzeń zostały oczywiście zaleczone, ale obiecałem sobie, że gdy tylko nadarzy się okazja, to dołożę wszelkich starań, aby informacje o bezpiecznym użytkowaniu takich produktów pojawiły się na opakowaniu, nie tylko w języku angielskim To była właśnie pierwsza rzecz jaką zrobiłem, gdy objąłem stanowisko menadżera do spraw jakości w firmie UNITOR, producenta chemii użytkowej dla rynku morskiego. Skontaktowałem się z osobami zaangażowanymi w tworzenie kart charakterystyki produktów i po opowiedzeniu mojej historii, przetłumaczyliśmy wszelkie instrukcje chemiczne na 16 języków. Dzisiaj, prawie każdy mający styczność ze środkami chemicznymi używanymi na statkach ma możliwość zapoznania się z instrukcją w swoim własnym języku.

PM: To jedna z tych satysfakcjonujących historii, które odmieniają ludzkie życie. Co wydarzyło się dalej?

GP:
Dalej, kariera potoczyła się dość dynamicznie w kierunku technicznym. Zostałem menadżerem w dziale R&D (research and development) w firmie Wilhelmsen. Rozwijaliśmy różnego rodzaju systemy ochrony pożarowej dla statków i obiektów morskich z uwzględnieniem zmieniających się wymagań przepisów klasyfikacyjnych i regulacji IMO. W 2010 roku zaczęliśmy tworzyć nowe systemy przeciwpożarowe do gaszenia siłowni okrętowych statków. Rozwijaliśmy systemy gaszenia nowoczesnymi gazami (NOVEC), co wtedy było przełomem, gdyż pozwalało na eliminacje zagrożenia pożarowego przy jednoczesnej ochronie zdrowia osób przebywających w siłowni okrętowej (alternatywa dla CO2). Pracowaliśmy również nad innymi systemami okrętowymi, m.in. system oczyszczenia wód balastowych czy urządzeniami do homogenizacji paliw z wodą jak również instalacjami gazów obojętnych dla zbiornikowców.

PM: Brał Pan udział w tylu innowacyjnych projektach, zostało to jakoś dostrzeżone szerzej na rynku morskim?

GP:
Będąc zaangażowanym w rozwój systemów pożarowych dołączyłem do polskiej grupy IMO (International Maritime Organization) w Gdańsku przy Polskim Rejestrze Statków. Tam zaczęliśmy działać jako firma, która ma już pewne doświadczenie w ochronie przeciwpożarowej i zdecydowałem się na dołączenie do polskiej delegacji, która jeździła na zebrania IMO w Londynie. Tam już podejmowane są decyzje wywierające wpływ na obowiązujące przepisy w shippingu. Pracowałem również z towarzystwami klasyfikacyjnymi, byłem ekspertem od ochrony pożarowej, więc w pewnym sensie współtworzyłem przepisy o ochronie pożarowej dla statków morskich, które dzisiaj obowiązują. Pracowałem w firmie jeszcze parę lat, lecz doszedłem do tzw. rozwojowej ściany i był to sygnał, że należy zmienić pracę. W ten sposób znalazłem się w biurze konstrukcyjnym.

PM: Mówimy już o obecnej firmie?

GP: Tak, to firma Nava Engineering, szczecińska filia biura projektowego PPU Nava z Gdańska. Nasz oddział znajduje się parę minut od budynku głównego Politechniki Morskiej. Od czasu otwarcia, zajmuje się kierowaniem oddziałem oraz pracami projektowymi. Robię to, co chciałem robić, czyli tworzyć oraz projektować systemy, konstrukcje i rozwiązania dla rynku morskiego. Bycie zarządzającym to oczywiście ważna funkcja, ale mimo wszystko znajduje jeszcze czas na wykonywanie prac projektowych.

PM: Co jest ciekawego w tej pracy?

GP: Przede wszystkim projekty związane z rozwiązywaniem realnych problemów pojawiających się na statkach. Realizujemy zlecenia związane z przebudowami statków i innych obiektów morskich. Projektujemy statki dla potrzeb klientów, które już dostrzegamy, że w przyszłości się pojawią. Mamy projekty trzech jednostek do obsługi farm wiatrowych, które obecnie prezentujemy. Jesteśmy polską firmą, bez obcego kapitału. Zdecydowaliśmy się, że poświęcimy czas i kompetencje by stworzyć i udostępnić takie projekty dla polskiego offshoru, który będzie potrzebował statków do obsługi farm wiatrowych. Tego rodzaju jednostki zostały przez nas zaprojektowane, co można zobaczyć na bardzo ciekawych wizualizacjach na naszej stronie internetowej. Obecnie, nasza codzienność to projekty systemów oczyszczania wód balastowych (BWTS) oraz systemy oczyszczania spalin (EGCS). Wynika to z obowiązujących przepisów związanych z ochroną środowiska, które muszą spełnić wszystkie jednostki pływające. Zajmuje się osobiście obliczaniem przepływów w rurociągach, spadkiem ciśnień i innymi zjawiskami z tym związanymi. To co robię, ma ścisły związek z przedmiotem - mechanika płynów, o którym wspomniałem na początku naszej rozmowy, więc to co pierwotnie wyniosłem z WSM wróciło do mnie po latach.

Wizualizacja projektowa firmy Nava Engineering - screen z YT, fot. archiwum prywatne
Wizualizacja projektowa firmy NAVA Engineering -screen z YT
PM: Co tak naprawdę pozwalało i do dziś pozwala czerpać zadowolenie z pracy?

GP:
Niespodzianki. Każdego dnia dzieje się coś innego, nie powtarzam codziennie tych samych czynności. Może być coś podobnego, ale każdy statek jest inny i niepowtarzalny. Tak naprawdę projekty, które realizujemy są wyzwaniem, każdy projekt ma swoją specyfikę. Takim najbardziej zadowalającym elementem jest to, że system, który zaprojektujemy czy statek, który przebudowujemy działa wedle naszych założeń. Używamy dzisiaj naprawdę zaawansowanej technologii i jest na to popyt. Skanujemy statki, przynosimy gotowe obrazy do biura, które nazywamy chmurami punktów. Praca w chmurze punktów, to trochę jak gra komputerowa, podczas której odbywamy wirtualne spacery po statku. Po wykonaniu projektu zabieramy właściciela statku na wirtualny spacer po jego jednostce, co pozwala mu zobaczyć jeszcze przed wykonaniem prac, gdzie realnie zaprojektowane elementy będą zlokalizowane To pozwala uniknąć szeregu błędów i kosztów. Gdy właściciel statku zaakceptuje taki projekt, wypuszczamy dokumentację produkcyjną, która pozwala stworzyć prefabrykaty, które - gdy przyjdą do stoczni są niczym gotowe do złożenia klocki Lego. Trudno opisać skalę innowacyjności i tego jak obecnie to wygląda.

Wizualizacja projektowa firmy Nava Engineering - screen z YT, fot. archiwum prywatne
Wizualizacja firmy NAVA

PM: Pytanie Pana o to czy ten zawód jest przyszłościowy wydaje mi się retoryczne, mimo wszystko chcę zostać jednoznacznie przekonany, że warto kształcić się w tej dziedzinie.

GP:
Projektowania nie da się zautomatyzować, można je zmodularyzować, produkując gotowe moduły. Zapotrzebowanie na projektantów będzie zawsze. Nawet gotowy projekt statku daje możliwości jego aranżacji na potrzeby indywidualne. Niemożliwe jest zautomatyzowanie projektowania zmian przeznaczenia statku. Tu zawsze będzie potrzebny człowiek. Warto kształcić się by wejść na rynek, który daje taki ogrom możliwości i przede wszystkim pozwala spełniać się zawodowo, robić coś z prawdziwą pasją.

PM: Co może Pan poradzić młodym ludziom, tym którzy już są na studiach, ale też tym, który wahają się którą drogę wybrać w życiu?

GP: Ja przyszedłem na studia z pasji. Nie sądzę, że na studia czy do nauki zawodu powinno się przychodzić głównie dla pieniędzy. Brak pasji spowoduje, że stracimy czas. Zarówno na statkach jak i w projektowaniu pomaga racjonalne myślenie. Mówię to praktykantom i swoim dzieciom – myślcie co robicie, lepiej poświęcić dwa lub trzy dni dłużej na zastanowienie się, co chce się zrobić, niż zrobić, a potem to poprawiać. Właściwe przemyślenie projektu od początku, choć zajmuje więcej czasu, zaowocuje dużo bardziej skutecznym i bezpiecznym rozwiązaniem końcowym i mniejszą liczbą rozczarowań na etapach pośrednich. Niewątpliwie wartością dodaną do czasu spędzonego na WSM były i są zwarte przyjaźnie, które trwają do dzisiaj, co więcej przeszły na nasze dzieci.

PM: Zapewne trudno jest zaszczepić w młodych ludziach takie odruchy, to naturalne wśród młodzieży by działać impulsywnie, pokora raczej jest niemile widziana.

GP: To przychodzi z czasem. Już po swoim synu widzę, że zanim coś zrobi to obmyśla plan i poświęca na to czas. Nauczyłem go, że warto coś właściwie uprzednio ustalić, zanim wykona się konkretne czynności. To rodzi w człowieku pewien rodzaj odpowiedzialności. Nauczenie syna, by postępował w ten sposób oraz to, że sam tak postępuje uważam za swój osobisty i zawodowy sukces.

PM: Ciekaw jestem czy ten zawód cieszy się zainteresowaniem wśród kobiet…

GP: Dwie z czterech osób, które zgłosiły się na praktyki za pośrednictwem Politechniki Morskiej, są kobietami, więc parytet został zachowany. Lubię dawać młodym ludziom szansę, niezależnie od płci.

PM: Istnieje Pańskim zdaniem recepta na sukces?

GP: Wybierając kierunek studiów, najlepiej kierować się pasją. Nie warto tracić czasu jedynie na pogoń za zarobkami czy pozycją. Jeżeli robimy coś z zamiłowania to pieniądze oraz dobre stanowisko też się pojawi.

PM: Dziękuję serdecznie za rozmowę, przewrotnie nie będę życzył dalszych sukcesów, których ma Pan na swoim koncie wyjątkowo sporo, ale życzę, aby nie zabrakło Panu wyzwań, które zaprowadziły Pana tak daleko.
(09.2022)
Grzegorz_Przeradzki - absolwent Wydziału Mechanicznego WSM
 
Autor: Mateusz Szklarz

Przeglądarka Internet Explorer nie jest wspierana

Zalecamy użycie innej przeglądarki, aby poprawnie wyświetlić stronę