Młodzi z sukcesami - wywiady z absolwentami Emilia Kędzierska
Przedstawiamy kolejną absolwentkę Akademii Morskiej w Szczecinie, która poprzez swoją historię pokazuje, że łączenie studiów niestacjonarnych współgra z praktykami na statku i pracą zawodową.
inż. Emilia Kędzierska - dyplom inżyniera 2019 r.- kierunek nawigacja, specjalność - transport morski, pracuje jako oficer pokładowy odpowiedzialny za załadunek i rozładunek statków w Norwegii.
PM: Jaki kierunek i specjalność Pani skończyła?
E.K.: Ukończyłam studia niestacjonarne, potocznie nazywane zaocznymi, na ówczesnej Akademii Morskiej. Kierunek, którego jestem absolwentką to nawigacja o specjalności transport morski. Na uczelnię trafiłam z technikum morskiego, a dokładniej z Zachodniopomorskiego Centrum Edukacji Morskiej i Politechnicznej.
PM: I jak wspomina Pani uczelnię?
E.K.: Wybrałam studia niestacjonarne, ponieważ byłam już po technikum morskim i siostra mi podpowiedziała, że lepiej iść w praktykę, która zdecydowanie lepiej przyda mi się w tym zawodzie. Nie myliła się. Szkoła średnia bardzo przydała mi się w mojej dalszej drodze zawodowej, gdyż miałam za sobą 2 miesiące praktyki na statkach, a sama placówka posiadała różne laboratoria, dzięki którym zorientowanie się w działalności Uczelni było dla mnie o wiele łatwiejsze.
Nauka potoczyła się dosyć szybko, ponieważ już po pierwszym roku studiów zaczęłam odbywać praktykę morską na statkach. Zjazdy, podczas których mieliśmy zajęcia odbywały się od połowy stycznia do końca marca, co przekładało się na 10 tygodni, 6 dni w każdym z nich od godziny 8 do 19. Tak więc czas w budynku zleciał dosyć szybko i nie było powodów do nudy. Poza tym, jako studenci byliśmy wszyscy w jednym miejscu, ponieważ na Politechnice Morskiej (wówczas Akademii Morskiej) jest to dobrze rozwiązane – nie ma zbędnego podziału nie wiele grup semestralnych.
PM: A czy udało się Pani połączyć obowiązki studentki z pracą zawodową?
E.K.: Za moich czasów prodziekanem był kapitan Frydecki, który powtarzał studentom, że najważniejsza na tego typu studiach jest praktyka. Uczelnia również to respektowała. Gdy nie udało się napisać jakiegoś egzaminu podczas zjazdu dziesięciotygodniowego, to do września studenci dostawali wystarczająco dużo czasu na powtórne podejście do egzaminu. Nawet jeśli ktoś odbywał dłuższą praktykę na statku, to bezproblemowo i elastycznie można było przedłużyć termin egzaminu.
Pierwszy rok studiów był dosyć przyjemny i wszystko udało mi się dobrze zdać. Praktyki odbywaliśmy jeszcze w czasie studiów, więc już po 2 latach studiowania miałam „wypływane” godziny pozwalające zostać starszym marynarzem. Można powiedzieć, że praca zawodowa czekała już na obronę pracy dyplomowej.
PM: Może pani opowiedzieć o swojej obecnej pracy?
E.K.: Firma, w której obecnie pracuję jest małym, rodzinnym przedsiębiorstwem. Dużym plusem jest to, że przedsiębiorstwo działa na terenie Skandynawii, więc jest bardziej otwarte na kobiety pracujące w takim zawodzie. Dla przykładu w Norwegii, przeładowywanie ładunków w portach z użyciem dźwigów jest całkowicie normalną praktyką dla kobiet i sporo z nich wykonuje taką pracę. Firma posiada 10 statków, które pływają głównie po fiordach i morzu północnym. Z uwagi na niewielkie rozmiary jednostek udaje nam się wpływać nawet w wąskie przesmyki i małe cieśniny. Czasem te miejsca są niewiele szersze od statku, co dodaje adrenaliny. Ze względu na charakter pływania po fiordach potrzebujemy szkoleń, by mieć zwolnienie z posiadania pilota na burcie (egzaminy pilotażowe PEC - Pilotage Exemption Certificates). Taki rodzaj nawigacji osobiście bardzo mi się podoba, ponieważ nie potrzebujemy holowników i wszędzie możemy wpłynąć sami, możemy cumować statkiem do nabrzeża bez jakiekolwiek dodatkowej pomocy „z zewnątrz”.
Widok z mostka nawigacyjnego na dziób statku płynącego norweskim fiordem, fot. arch. prywatne Emilii Kędzierskiej
Obecnie zajmuję się nadzorowaniem i dbaniem o sprawny przebieg załadunku i rozładunku statku, który pływa po akwenach całej Europy Środkowej i Skandynawii. Tak jak wspomniałam, głównym szlakiem są wody okalające Norwegię, ale nie brakuje też bardziej odważnych wypraw, jak np. Spitsbergen. Moje obowiązki to tak naprawdę klasyczna praca starszego oficera, operacje balastowe, ładunkowe i zarządzanie załogą. Ze względu na doświadczenie na mniejszych statkach, które posiadają koparkę, mamy bardzo często przystanki w portach, ale załadunek takiego statku wygląda trochę inaczej – zawsze ewentualny przechył można poprawić przesuwając ładunek ciężkim sprzętem.
PM: Czy praca jest rozwojowa?
E.K.: Jak w każdej pracy – wszystko zależy od człowieka. Jeśli ktoś jest rozwojowy, ambitny, lubi języki obce, nie tylko angielski ma duże chęci do wskakiwania na wyższy poziom, to ta praca otworzy mu z pewnością dużo możliwości. Na pewno swoją uwagę trzeba skierować ku awansom na kolejne stopnie (oficer, starszy oficer, kapitan). Każdy wyższy stopień daje większe możliwości zarówno na statku jak i na lądzie. Zaletą jest to, że oprócz dyplomów i kwalifikacji pracodawcy patrzą również na doświadczenie, a to można zdobyć dzięki Uczelni.
PM: A jak Pani zapatruje się na swoją przyszłość w tym zawodzie?
E.K.: Jeśli myślę o swojej przyszłości to na pewno w transporcie. Niekoniecznie na statku, ale sądzę, że od wody się nie uwolnię. Załadunek i rozładunek statków to tylko część z tego, w czym chciałabym się spełniać. Dróg rozwoju jest naprawdę mnóstwo.
PM: W takim razie życzę powodzenia na drodze zawodowej i dziękuję bardzo za rozmowę.
(09.2023)
Emilia Kędzierska w drodze na inspekcję statku, fot. arch. prywatne