Kiedy kapitan Blood zawinął do Port Royal na Jamajce swoją czterdziestodziałową fregatą „Arabella” okazało się, że w polityce nastąpiły duże zmiany.
Do władzy w Anglii doszła konkurencyjna partia, a królem został Wilhelm I. Kapitan wiedział już o tym, inaczej nie mógłby do tego portu zawinąć. Nie wiedział jednak, że zaoferowane mu zostanie stanowisko gubernatora, które poprzednio zajmował jego najzacieklejszy wróg, pułkownik Bishop.
Sam pułkownik – nie wiedząc o zmianie władzy – żeglował był ze swoją eskadrą po Morzu Karaibskim szukając kapitana Blooda właśnie, pirata – dżentelmena (działającego pod banderą brytyjską), zbiegłego niewolnika, a wcześniej irlandzkiego lekarza. I tak pułkownik przybywszy z powrotem na Jamajkę po bezowocnych poszukiwaniach został aresztowany i praktycznie pozostawiony na łasce swojego adwersarza. Taak, zmiana partii rządzącej nie zauważona w porę może nastręczyć wiele problemów wyznawcom nieaktualnej już ideologii…
Rano, kiedy Piotr Blood szedł do pracy, w ogrodach pałacu gubernatora spotkał bratanicę pułkownika – piękną Arabellę, której imieniem został nazwany jego okręt i która to panna nie była kapitanowi obojętna… - Oszczędź go, Piotrze, ze względu na mnie – prosiła. -Z pewnością – odparł – ale obawiam się, że okoliczności go nie oszczędzą…
Nasz statek, wspaniały (jak na ówczesne czasy) semikontenerowiec minął już Gibraltar i parł dzielnie w stronę Kanału Sueskiego. Po przejściu Kanału skierował się dalej na wschód, a celem podróży była Australia, a nawet – Nowa Zelandia! Oczywiście dużo by można opowiadać o przebiegu rejsu, przejściu Kanału Sueskiego i portach do których zawijał statek przed osiągnięciem Sydney. Cóż, kiedy jednak zabrnąwszy w tzw. dygresje niechybnie stracilibyśmy wątek wiodący tej opowieści, odnajdźmy się zatem najlepiej już w Sydney właśnie.
Australia, jak wiadomo to już zupełnie nie to, co kiedyś. Olbrzymie miasta, w których będąc nie poznasz, czy to Europa, czy może Ameryka. Swojski język angielski panujący wszędzie dodatkowo zmylić może i już – czujesz się jak u siebie w domu zapominając, że do tego domu masz dziesiątki tysięcy kilometrów lub morskich mil… Reliktem, o ile można tak powiedzieć minionych dni są rdzenni mieszańcy tego kontynentu Aborygeni stłamszeni swego czasu przez białych najeźdźców którymi byli, nota bene, przestępcy brytyjscy zesłani tu przez Koronę… A jak jest na Nowej Zelandii? Zupełnie podobnie. W Auckland na przykład idąc ulicą można sądzić, że jest się w Anglii. Mieliśmy wszelkie szanse by to potwierdzić bo następnym naszym portem okazało się właśnie Auckland. Staliśmy tam długo i zdążyliśmy się prawie zaaklimatyzować, nie tak bardzo wszakże jak jeden z nas.
Tu na moment powrócę do reliktów minionych dni. Tak, i na Nowej Zelandii przebywali wciąż jeszcze rdzenni mieszkańcy tej ziemi zwani tu na odmianę Maorysami. W związku z poczuciem winy, które opanowało żyjące w dostatku białe społeczeństwo Maorysi (jak i Aborygeni) zaczęli korzystać ze specjalnych praw i przywilejów. Znany jest kadr z filmu „Crocodile Dundee” gdzie napotkany w buszu Maorys czy może Aborygen ubrany w malowniczy strój „dzikiego” z dzidą, a jakże, patrzy nagle na zegarek i rzuca – muszę lecieć, bo się spóźnię na wykłady na uniwersytecie…
My patrząc na to z pokładu statku nie zauważaliśmy tych przywilejów, zauważaliśmy natomiast piękne dziewczyny które zupełnie nie skrępowane przychodziły nas odwiedzać. Tak na zasadzie wymiany młodzieżowej różnych krajów i nie była to działalność jakiegoś tam „Mazowsza” Młodzież z naszej załogi ochoczo podchwyciła możliwość takich kontaktów i jeżeli tylko wolni byli od pracy zaraz znikali w jakichś dyskotekach i innych kawiarniach na mieście. Maoryski były wyjątkowo pociągające, miały szelmy w sobie jakiś pierwotny wdzięk. Nic dziwnego, że wielu się zadurzyło, ale żeby aż tak?
Pewnego bowiem dnia do kapitana dotarła oficjalna wiadomość, że jeden z członków załogi ma zamiar ożenić się z Maoryską. Kapitan próbował po ojcowsku wybić ten pomysł z głowy młodemu człowiekowi. Ale cóż? Kaprys córki musi spełnić się i już! – jak mówi poeta. A zawrócić w głowie potencjalnemu kandydatowi na męża to już tylko kwestia czasu. I co to spowodowało? Może klimat? A może gorące kąpiele których na Nowej Zelandii nie brakuje co wiedzą wszyscy czytelnicy Władcy Pierścieni? Inny poeta pisał:
Kąpiele mam z siarki
Na zakochane parki
Stąd małżeństw dziwny wzrost
Bo często tak się zdarza
Że para do ołtarza
Po kąpieli zdąża wprost…
Problem jednak był poważny. Trzeba było wydać dokumenty przyszłemu małżonkowi i ślub się odbył w majestacie prawa w miejscowym magistracie. Załoga zrzuciła się po kilkanaście dolarów na prezent ślubny oraz miesiąc miodowy dla młodej pary, a magazynier maszynowy wykonał piękne obrączki z mosiądzu. Entuzjazm był ogromny. Inne panny zazdrościły bardzo prawdziwego męża z Europy, a my po cichu zastanawialiśmy się, czy tak naprawdę owa panna nie uzyskuje z tego tytułu jakichś gratyfikacji od swojego hojnego rządu.
Miesiąc miodowy trwał coś cztery dni, bo następnie statek opuścił Auckland udając się do Europy. Płynął nim także młody małżonek zostawiając dziewczę w smutku i łzach. Na zabranie jej do kraju nie było szans, a z czegoś żyć było trzeba. Naturalnie poczynione zostały plany połączenia młodych. Plany planami, a życie życiem. Młodszy marynarz Karol P. następny swój przydział na statek otrzymał na Chiny pomimo monitów w przedsiębiorstwie. Młoda małżonka nie miała środków na bilet do Europy… Nie wiem jak to się skończyło, bo i mnie los rzucił zupełnie gdzie indziej. Pamiętam tylko komentarz kapitana, dobrotliwego starszego pana: - była rzeczywiście piękna… Ale mówiłem mu, że okoliczności go nie oszczędzą.
Sam pułkownik – nie wiedząc o zmianie władzy – żeglował był ze swoją eskadrą po Morzu Karaibskim szukając kapitana Blooda właśnie, pirata – dżentelmena (działającego pod banderą brytyjską), zbiegłego niewolnika, a wcześniej irlandzkiego lekarza. I tak pułkownik przybywszy z powrotem na Jamajkę po bezowocnych poszukiwaniach został aresztowany i praktycznie pozostawiony na łasce swojego adwersarza. Taak, zmiana partii rządzącej nie zauważona w porę może nastręczyć wiele problemów wyznawcom nieaktualnej już ideologii…
Rano, kiedy Piotr Blood szedł do pracy, w ogrodach pałacu gubernatora spotkał bratanicę pułkownika – piękną Arabellę, której imieniem został nazwany jego okręt i która to panna nie była kapitanowi obojętna… - Oszczędź go, Piotrze, ze względu na mnie – prosiła. -Z pewnością – odparł – ale obawiam się, że okoliczności go nie oszczędzą…
Nasz statek, wspaniały (jak na ówczesne czasy) semikontenerowiec minął już Gibraltar i parł dzielnie w stronę Kanału Sueskiego. Po przejściu Kanału skierował się dalej na wschód, a celem podróży była Australia, a nawet – Nowa Zelandia! Oczywiście dużo by można opowiadać o przebiegu rejsu, przejściu Kanału Sueskiego i portach do których zawijał statek przed osiągnięciem Sydney. Cóż, kiedy jednak zabrnąwszy w tzw. dygresje niechybnie stracilibyśmy wątek wiodący tej opowieści, odnajdźmy się zatem najlepiej już w Sydney właśnie.
Australia, jak wiadomo to już zupełnie nie to, co kiedyś. Olbrzymie miasta, w których będąc nie poznasz, czy to Europa, czy może Ameryka. Swojski język angielski panujący wszędzie dodatkowo zmylić może i już – czujesz się jak u siebie w domu zapominając, że do tego domu masz dziesiątki tysięcy kilometrów lub morskich mil… Reliktem, o ile można tak powiedzieć minionych dni są rdzenni mieszańcy tego kontynentu Aborygeni stłamszeni swego czasu przez białych najeźdźców którymi byli, nota bene, przestępcy brytyjscy zesłani tu przez Koronę… A jak jest na Nowej Zelandii? Zupełnie podobnie. W Auckland na przykład idąc ulicą można sądzić, że jest się w Anglii. Mieliśmy wszelkie szanse by to potwierdzić bo następnym naszym portem okazało się właśnie Auckland. Staliśmy tam długo i zdążyliśmy się prawie zaaklimatyzować, nie tak bardzo wszakże jak jeden z nas.
Tu na moment powrócę do reliktów minionych dni. Tak, i na Nowej Zelandii przebywali wciąż jeszcze rdzenni mieszkańcy tej ziemi zwani tu na odmianę Maorysami. W związku z poczuciem winy, które opanowało żyjące w dostatku białe społeczeństwo Maorysi (jak i Aborygeni) zaczęli korzystać ze specjalnych praw i przywilejów. Znany jest kadr z filmu „Crocodile Dundee” gdzie napotkany w buszu Maorys czy może Aborygen ubrany w malowniczy strój „dzikiego” z dzidą, a jakże, patrzy nagle na zegarek i rzuca – muszę lecieć, bo się spóźnię na wykłady na uniwersytecie…
My patrząc na to z pokładu statku nie zauważaliśmy tych przywilejów, zauważaliśmy natomiast piękne dziewczyny które zupełnie nie skrępowane przychodziły nas odwiedzać. Tak na zasadzie wymiany młodzieżowej różnych krajów i nie była to działalność jakiegoś tam „Mazowsza” Młodzież z naszej załogi ochoczo podchwyciła możliwość takich kontaktów i jeżeli tylko wolni byli od pracy zaraz znikali w jakichś dyskotekach i innych kawiarniach na mieście. Maoryski były wyjątkowo pociągające, miały szelmy w sobie jakiś pierwotny wdzięk. Nic dziwnego, że wielu się zadurzyło, ale żeby aż tak?
Pewnego bowiem dnia do kapitana dotarła oficjalna wiadomość, że jeden z członków załogi ma zamiar ożenić się z Maoryską. Kapitan próbował po ojcowsku wybić ten pomysł z głowy młodemu człowiekowi. Ale cóż? Kaprys córki musi spełnić się i już! – jak mówi poeta. A zawrócić w głowie potencjalnemu kandydatowi na męża to już tylko kwestia czasu. I co to spowodowało? Może klimat? A może gorące kąpiele których na Nowej Zelandii nie brakuje co wiedzą wszyscy czytelnicy Władcy Pierścieni? Inny poeta pisał:
Kąpiele mam z siarki
Na zakochane parki
Stąd małżeństw dziwny wzrost
Bo często tak się zdarza
Że para do ołtarza
Po kąpieli zdąża wprost…
Problem jednak był poważny. Trzeba było wydać dokumenty przyszłemu małżonkowi i ślub się odbył w majestacie prawa w miejscowym magistracie. Załoga zrzuciła się po kilkanaście dolarów na prezent ślubny oraz miesiąc miodowy dla młodej pary, a magazynier maszynowy wykonał piękne obrączki z mosiądzu. Entuzjazm był ogromny. Inne panny zazdrościły bardzo prawdziwego męża z Europy, a my po cichu zastanawialiśmy się, czy tak naprawdę owa panna nie uzyskuje z tego tytułu jakichś gratyfikacji od swojego hojnego rządu.
Miesiąc miodowy trwał coś cztery dni, bo następnie statek opuścił Auckland udając się do Europy. Płynął nim także młody małżonek zostawiając dziewczę w smutku i łzach. Na zabranie jej do kraju nie było szans, a z czegoś żyć było trzeba. Naturalnie poczynione zostały plany połączenia młodych. Plany planami, a życie życiem. Młodszy marynarz Karol P. następny swój przydział na statek otrzymał na Chiny pomimo monitów w przedsiębiorstwie. Młoda małżonka nie miała środków na bilet do Europy… Nie wiem jak to się skończyło, bo i mnie los rzucił zupełnie gdzie indziej. Pamiętam tylko komentarz kapitana, dobrotliwego starszego pana: - była rzeczywiście piękna… Ale mówiłem mu, że okoliczności go nie oszczędzą.