Przejdź do treści

Ustawienia dostępności

Rozmiar czcionki
Wysoki kontrast
Animacje
Kolory

Tryb ciemny włączony na podstawie ustawień systemowych.
Przejdź do , żeby zmienić ustawienia.

Godło Polski: orzeł w złotej koronie, ze złotymi szponami i dziobem, zwrócony w prawo logo-sygnet Politechniki Morskiej w Szczecinie - głowa gryfa, elementy kotwicy i sygnatura PM Politechnika Morska w Szczecinie

Unia Europejska

Nasz mały, tysiąctonowy stateczek oprócz rutynowego odwiedzania całej prawie Norwegii od strony morza w pewnym okresie pływał także z węglem ze Szczecina do Szkocji.

Stał się tu już dobrze znany. Nasz kapitan Henry, który nie należał do Towarzystwa Trzeźwości Transpor-towców wpadał jak burza do Basenu Górniczego, zawijał rufą tuż koło stojących tam barek i z fasonem cumował, za co przeklinała go przynajmniej połowa odpowiedzialnych za ruch w porcie pracowników.


Parafrazując Sienkiewicza, w szcze-gólności Kmicica można by to skwitować stwierdzeniem: - on się tego nie wstydził, owszem, przyznawał, że… trochę zanadto „zaszalał” i szczodrze to, już po manewrach, skrzywionym urzędnikom (butelkami) wynagradzał. Toteż właściwie wszyscy byli zadowoleni, chyba, że gdzieś jednak „przywalił” Ale nic to… Teraz zaczynały się „podchody” do dźwigowych. Kapitan stawiał butelkę, żeby załadunek szedł szybciej, my stawialiśmy pięć… W rezultacie trwało to zawsze dwa dni i kapitan nie mógł się nadziwić tzw. trudnościom obiektywnym… Umowę mieliśmy z kapitanem bardzo korzystną, bo w polskim porcie nie pracowaliśmy ( na ile dało się to zrobić), on siedział na statku, a który z nas pierwszy przyszedł z miasta zabierał się za trymowanie węgla w ładowni. Za granicą miał kapitan wolne, a korzystał z tego zwłaszcza w Norwegii. Kiedyś załadowaliśmy węgiel szczególny, a mianowicie brykiety z przeznaczeniem do kominków.

Kiedy tylko „wystawiliśmy nos” na Morze Północne dmuchnęło i tak już żeglowaliśmy raz na górze raz na dole. Jak pisał Słowacki – ho, daleko Czarne Morze, gdzie się czajki kąpią w pianach… Nasza „czajka” co prawda nie na Czarnym a na Północnym Morzu też się w pianie kąpała, a życie stawało się trudne. Pod naciskiem walącej w nadbudówkę fali wyginała się cała ściana mesy i tylko „blindklapy” na bulajach chroniły nas przed zalaniem. Morze ryczało jeszcze głośniej niż silnik, statek stawał dęba i tak przez dwa – trzy dni. Nie było w zwyczaju odbierania prognoz pogody, ponieważ pędzące przez Północne w zimie niże i tak by nas dopadły. I dopadały. Wreszcie jednak zbliżał się ląd (dzielni chłopcy), a że znowu były to przeróżne „dziury” samo wejście na spokojniejsze wody z tego rozszalałego morskiego piekła było wyczynem nie lada. My oczywiście do takich wyczynów byliśmy przyzwyczajeni. Taką małą miejscowością na zachodnim szkockim wybrzeżu było Peter Head czyli Głowa Piotra. Diabli wiedzą, skąd wzięła się ta nazwa, a miejscowość smagana wiatrem i deszczem była mała i niepozorna. Trzeba było jeszcze przepłynąć przez różne zawijasy portu rybackiego i dojść do maleńkiej kei, gdzie zmotoryzowana koparka jakoś ten węgiel z ładowni wybierała.

Kapitan stanął na wysokości zadania okazując łaskawość niezmierną i zaprosił nas do pubu, który sterczał samotnie na wzgórzu. Trochę plątały nam się nogi PRZED wejściem do baru, a to z powodu ciągłego rozkołysu, jakiemu musieliśmy sprostać tak niedawno na morzu. Wewnątrz było przytulnie i w kominku palił się ogień. Nie był jednak podsycany drewnem, a węglem. Wypiliśmy po „guinnessie”, potem na drugą nogę, zrobiło się ciepło i przytulnie i wcale nie chciało nam się wychodzić w ten wiatr i pluchę, kiedy kapitan oświadczył, że już nie ma pieniędzy. Cóż, „darowanemu koniowi” się w zęby nie zagląda… W końcu zaprosił. A że tylko na dwa – jego wola i skrzypce. Akurat nikt z nas nie miał przy sobie grosza więc zaczęliśmy się zbierać. Widząc to barman zapytał, czy może jesteśmy z tego (dużego) statku, co to tak tu rano ledwie się zmieścił? – Pewnie, że z dużego – odparliśmy oburzeni. – Hmm – zastanowił się. - Ty wyglądasz na silnego – zwrócił się do Wielkiego Tadeusza. – A co? – A to, że dam ci worek i przyniesiesz mi ze statku trochę tych brykietów do kominka. Kapitan na pewno pozwoli i będziecie mogli dalej pić…. Tak więc obracał Tadeusz między statkiem a pubem jeszcze ze dwa razy i – tak cóż ty zrobisz - rozgrzaliśmy się należycie. Kiedy już wychodziliśmy – słowo daję, jak te nogi po sztormie źle człowieka słuchają – barman rzucił jeszcze – dzięki, to był właściwie i tak mój węgiel…
St. Mech Jerzy Turzański

Przeglądarka Internet Explorer nie jest wspierana

Zalecamy użycie innej przeglądarki, aby poprawnie wyświetlić stronę