Przejdź do treści

Ustawienia dostępności

Rozmiar czcionki
Wysoki kontrast
Animacje
Kolory

Tryb ciemny włączony na podstawie ustawień systemowych.
Przejdź do , żeby zmienić ustawienia.

Godło Polski: orzeł w złotej koronie, ze złotymi szponami i dziobem, zwrócony w prawo logo-sygnet Politechniki Morskiej w Szczecinie - głowa gryfa, elementy kotwicy i sygnatura PM Politechnika Morska w Szczecinie

Unia Europejska

Aw oman on board could send you the misfortune! - Mawiali starzy brytyjscy znawcy przedmiotu. Rzeczywiście, obecność kobiety na statku nie była kiedyś pożądana i wierzono że jej obecność może sprowadzić nieszczęście.


Oczywiście historia pamięta różne wspaniałe wyjątki jak chociażby obecność Lady Barbary, siostry głównodowodzącego brytyjskich sił lądowych na okręcie kapitana Hornblowera.
To akurat fikcja literacka wspaniale przedstawiona przez angielskiego pisarza C.S Forestera w książce „Szczęśliwy Powrót” podobno jednak oparta na faktach historycznych. A obecnie? Zanim jeszcze podam (druzgoczące) fakty niech mi będzie wolno przypomnieć masz żaglowiec  szkolny „Dar Młodzieży” i jego wieloletniego komendanta – niestety już żeglującego na niebiańskich przestworzach  Kapitana Żeglugi Wielkiej Leszka Wiktorowicza. Otóż w latach osiemdziesiątych (jak już kiedyś wspominałem) byłem odpowiedzialny za zaokrętowanie na „Darze” lektora języka angielskiego. Traf chciał, że wytypowano lektora – kobietę, wielce zresztą zasłużoną dla uczelni. Wymiana faksów i teleksów przybrała na sile; komendant „Daru” robił co mógł, żeby na JEGO żaglowiec nie zaokrętowano kobiety… Miałem mieszane uczucia, ale wypadało przychylić się do prośby Kapitana – pani nie popłynęła…

A jak jest teraz? Dziewczęta hurmem ruszyły zdobywać progi morskich uczelni. Trzeba przyznać, że na kierunkach związanych bezpośrednio z morzem jest ich mniej (na wydziałach mechanicznych nie ma ich wcale), ale zaistniały!  W tej chwili niektóre panie doszły już do stanowisk kapitańskich wzorem słynnej kpt. żw. Danuty Kobylinskiej- Walas, która wtedy była wyjątkiem potwierdzającym regułę. No i co to wszystko znaczy? Jak daleko pójdzie jeszcze feminizacja?

Kiedy zaokrętowałem na nieduży RO-RO-wiec, czyli statek wożący głównie ciężarówki, traktory czy inne samochody okazało się, że panie są tam dwie. Jedna z nich była stewardessą – to ze względu na pasażerów, czyli najczęściej kierowców tychże ciężarówek, których mogło z nami płynąć dwunastu. Druga pani była rzeczywiście „drugą” w hierarchii statkowej a mianowicie drugim oficerem nawigacyjnym. Jest to już poważne stanowisko, a na morzu w godzinach 00-04 i 12-16 tenże oficer odbywa wachtę na mostku nawigacyjnym  i odpowiada za całość okrętu, jego załogę i pasażerów.

Pani była rezolutną blondynką, kompetentną i dobrze wykonującą swój zawód pomimo niektórych uciążliwości swej kobiecej natury. Jedno było pewne: na statku była członkiem załogi jak wszyscy i żadne inne sprawy w grę wchodzić nie mogły. Było to podobne do sytuacji Królewny Śnieżki, która, jak twierdzą wtajemniczeni, zastrzegła swoim krasnoludkom: - ja jestem Królewna Śnieżka i koniec, wy mali… erotomani! Tak więc wszystko było w porządku, a pani Hania, jakby chcąc podkreślić, że gdzie diabeł nie może… podczas remontu silnika głównego wśliznęła się aż do sump tanku – zbiornika oleju pod silnikiem. W końcu była z nas najbardziej opływowo zbudowana…
Pierwsza pani zajmowała się mesami, pomagała kucharzowi  i sprzątała statek, w tym niektóre kabiny o czym – za chwilę.
Utrzymywała porządek nie tylko wśród rzeczy, że tak powiem, materialnych. Słownictwo marynarzy zasiadających w mesie do posiłku bywało również przez tę panią - porządkowane…
Tak więc, chciałoby się powtórzyć znaną piosenkę – na pokładzie „Zawiszy” życie płynie jak w bajce. Ze to oczywista nieprawda, wiedzieli i ci na „Zawiszy” i ci na naszym statku. Po prostu dzień jak co dzień, praca, praca, czasem jakieś urozmaicenie z powodu awarii, a czasem – bardzo rzadko – wyjście na ląd. Wyokrętowała wkrótce pani Hania, jako że czas jej kontraktu się skończył, a ślad za nią poszła niedługo stewardessa. Ale ponieważ życie nie znosi próżni zmieniła ją inna, a na stanowisko drugiego oficera przyszedł już młody chłopak. Nie użyję tu słowa „normalny”, bo wszakże poprzednia pani drugi oficer, a może „druga oficerka” wypełniała swoje obowiązki całkowicie… normalnie. Pewna tylko córeczka jednego z kapitanów w szkolnej ankiecie napisała: mój tatuś pracuje na statku, a tatuś Joli jest normalnym człowiekiem…
Nowa pani stewardessa była miłą młodą dziewczyną z kategorii tych, co sobie w kaszę dmuchać nie dadzą.  Z doborem słownictwa nie przesadzała, w końcu wszyscy byliśmy marynarzami i nadmiernie salonowe maniery mogły tu prawie razić… Co tydzień, jak wspomniałem sprzątała statkowe korytarze i dodatkowo kabiny kapitana, starszego oficera i starszego mechanika, a nawet wymieniała tam pościel.

Przypomniały się czasy w dawnej polskiej flocie… Pewnego dnia zaokrętował drugi mechanik, człowiek poważny  i kulturalny. Przez ciekawość spytałem, jak też potraktowała go stewardessa, kiedy przyszło do wymiany pościeli w kabinie itd.
- Izka zebrała to wszystko  – opowiadał – i rzuciła we mnie mówiąc – wypierz se! – Cóż, pomyślałem – widać demokracja – ta na niższym szczeblu -  ma swoje prawa…
Ale na codzień była bez zarzutu. Traf chciał, a może tak miało być, że na statek zaokrętował motorzysta, który, jak się okazało, był Izki sympatią i tworzyli parę. No cóż – rzecz piękna i nikomu nic do tego. A jednak…

Kiedyś był czas na wyjście na ląd i wrócił stamtąd motorzysta pan Tomek nieco, jak się potem okazało, podochocony, jak to dawniej mawiano. Krótko mówiąc ujrzał był swoją Izkę  w nieco niedwuznacznej sytuacji z drugim oficerem, a może mu się tak tylko zdawało… Przeciągnął więc za karę Drugiego po schodach, któremu tak się to nie spodobało, że zgłosił ów fakt kapitanowi. For to make long story short, jak mówią Anglicy, czyli żeby nadmiernie nie przedłużać powiem krótko, że kapitan postanowił pana Tomka wyrzucić ze statku  w trybie natychmiastowym. Trochę tam było łez  i błagań, ale kapitan był nieugięty. Schroniliśmy się wtedy w Centrali Manewrowo – Kontrolnej naszego ROROwca by nie brać udziału  w awanturze, kiedy nagle do CMK wpadł jak burza pan Tomek.
- Panowie – powiedział – przyszedłem się pożegnać. Przykro mi za to, co się stało, ale trudno – muszę jechać. Trzymajcie się! I  - jakby sobie coś przypomniał – dodał: - jeszcze tylko dam w mordę drugiemu oficerowi… I już go nie było. Zdębieliśmy. To dopiero…
Jakoś się to wszystko skończyło polubownie, ale pan Tomek pojechał… I jak tu nie przyznać racji starym brytyjskim praktykom przestrzegającym przed nieszczęściem na statku…

Przeglądarka Internet Explorer nie jest wspierana

Zalecamy użycie innej przeglądarki, aby poprawnie wyświetlić stronę