Wyglądało na to, że dojedziemy na Święta do Malagi. Święta Wielkanocne oczywiście, mające tę wyższość nad Świętami Bożego Narodzenia, że przypadają na wiosnę a więc – zielone listki – nieśmiałe promienie słońca - ciepełko.
No, może i tak. Jak się uda. W Maladze udało się setnie, bo to już przecież Południe, a tu – druga połowa kwietnia… Nieśmiałe listki zastąpiły szerokie liście palmowe no i ciepełko już zaczynało się. Statek stał niedaleko miasta, więc pomimo pracy, pracy i jeszcze raz pracy udało się zerknąć za bramę portu… A działo się tu niemało. Pierwsi turyści oglądali liczne procesje z figurami Matki Boskiej i Chrystusa niesionymi na barkach wybranych (a ciężko im było) za którymi podążały orkiestry wyposażone w trąby, klarnety, saksofony i oczywiście – bębny! Wszystko to odbywało się w Wielki Czwartek i Wielki Piątek będące jak widać głównymi dniami Świąt Wielkanocnych w Hiszpanii. W sobotę nieco przycichło, a w niedzielę – corrida!
Jiedzimy na widowni areny walk byków – Plaza de Toros podobnej do rzymskiego amfiteatru i areny walk gladiatorów. Oczywiście, jako bogatsi, (o fundusz kulturalny) siedzimy w miejscu zacienionym, mniej więcej w połowie kamiennych ławek – El publico de sombra w przeciwieństwie do mniej zamożnych – El publico de sol okupujących ławki nasłonecznione. Jesteśmy w Andaluzji – obszar ten po Rzymianach przejęli Wandalowie pozostawiając po sobie tę nazwę. Mamy szczęście – tu jeszcze nie zakazano walk byków. W pobliskiej Katalonii corridy już nie odbywają się… za to dozwolone są małżeństwa homoseksualne i inne „obrazoburcze” obyczaje. Widocznie byki jakoś to sobie załatwiły. Jest rok 2014, Święta Wielkanocne. Dzisiaj akurat nadeszły chmury i „pariasi” na teoretycznie nasłonecznionych miejscach są bogatsi o kilkadziesiąt euro. Tak cóż ty zrobisz!
Ale uwaga! Po trwających dłuższą chwilę przygotowaniach nawierzchni areny (żółty piasek), malowania okręgów itp. z otwartej bramy pod trybunami wyjeżdżają dwaj jeźdźcy w ciemnych szatach o białych kryzach i mankietach, w kapeluszach przybranych strusimi piórami. To los alguaeilillos – strażnicy kodeksu walk byków ustalonego przez Akademię Królewską; będą czuwać, by walki, podobnie jak stroje nawiązywały do tradycji sięgającej panowania Filipa IV, znanego mecenasa sztuki, który wstąpił na tron w roku 1621. Każdy byk, który następnie wyjdzie na arenę stoczy trzy pięciominutowe walki zwane suertas, w których kolejno będą brać udział pikadorzy, banderylierzy i matador.
W ślad za jeźdźcami na arenie pojawia się orszak ludzi przybranych w obcisłe stroje bogato haftowane złotem i srebrem. To bohaterowie dzisiejszego wieczoru – matadorzy wraz z personelem pomocniczym, o którym za chwilę. Matadorzy to ci, którzy stoczą ostatni bój z bykiem. Mat po arabsku znaczy śmierć. Mactator po łacinie zabójca. Nazywa się ich również torrearos lub espadas. W gazetach pisze się (lub pisało), że są mistrzami z łaski bożej – torero por la gracia de Dios, że są mistrzami w swojej robocie, która jest gracia estetica. Każdy z nich ukończył Królewską Akademię Walki Byków i otrzymał licencję, czyli pasowanie na toreadora. Na równi z toreadorami gazety sławiły bycze rody – kształcone z dziada pradziada do walki w „szkołach byków” zwanych vacadas. Każdy toreador idzie na czele dobranych przez siebie pomocników. Zespół pomocników nazywa się la cuadrilla. Jest w nim do czterech banderilleros oraz giermek toreadora mozo de espada. Jest jeszcze kilku pomocników nie ubranych już w te fantazyjne stroje, to - chulos. Teraz pojawiają się na szczelnie okrytych matami koniach z zawiązanymi oczami – picadores. Ich zadaniem będzie rozwścieczanie byka przed główną walką.
Na końcu zaprzęg strojnie ubranych koni (lub mułów) przeznaczonych do wywożenia pokonanego byka z areny. Oznaką godności toreadora jest przypięty do włosów warkoczyk la coleta. Symbolizuje on nie tylko jego tytuł, ale obowiązującą toreadora rycerskość i znajomość kunsztu walki. Toreador ubrany jest w sięgającą pasa kurtkę bogato haftowaną złotą nicią i obcisłe również haftowane spodnie sięgające tuż za kolana, pończochy i skórzane pantofle bez obcasów oraz czarny poprzecznie umieszczony kapelusz. Podobnie ubrani są banderilleros bardziej na srebrno, którzy będą wbijali w byka kolorowe strzały (banderillas) półmetrowej długości przybrane różnokolorowymi wstęgami pałeczki zakończone żelaznymi harpunami. Jadący na koniach picadores mają białe okrągłe zapinane pod brodą kapelusze i stroje w odcieniu żółtym. Ich łydki chronią skórzane getry a dodatkowo prawą nogę ochrania stalowy pancerz podobny do tych, jakie nosili średniowieczni rycerze. Zabezpieczeniem prawej stopy, szczególnie narażonej na atak byka jest wielkie stalowe strzemię. Konia ochraniają, jak wspomniano, specjalne maty.
Z otwartej bramy wypada byk. Obiega arenę jakby szukał zaczepki i widać niespożyty byczy temperament pragnący znaleźć gdzieś ujście. Przed rozpoczęciem właściwej walki asysta toreadora drażni byka rozścielając przed nim swoje jaskrawe (np. różowe) płaszcze, capotas. Z reakcji byka na te zaczepki toreador układa plan przyszłej z nim walki.
„Nasz” pierwszy byk nie wykazał się temperamentem. Owszem, podbiegał, zaczepiał i atakował, ale robił to jakoś niemrawo. Postanowiono więc usunąć go z areny (chyba mu się wiec upiekło) i w tym celu na arenę wprowadzono kilka łaciatych wołów, z którymi on się zmieszał i wspólnie razem opuściły arenę przez te samą bramę. Według (nie potwierdzonych) informacji darowuje mu się następnie życie i zażywa już do końca życia byczej emerytury. Następny od razu wyglądał bojowo. Na tablicy podano jego wagę – 467 kg. Jeżeliby teraz zdarzył się wypadek uszkodzenia kogokolwiek przez byka, przepisy Akademii Królewskiej nie zezwalają na zabicie go w innym niż oznaczonym dokładnie momencie walki, tak więc wielkie znaczenie tu ma umiejętność odwrócenia jego uwagi przy jednoczesnym drażnieniu zwierzęcia.
Słychać głos trąb. Ukazują się dwaj pikadorzy na koniach zabezpieczonych matami. Jest to sygnał do rozpoczęcia pierwszej części walki zwanej suertedepicar. Jeżeli byk rzuci się na konia jednego z pikadorów obowiązkiem jego jest zadać bykowi cios w kark krótkim ostrzem piki zwanej garrocha by go odstraszyć i zwrócić uwagę zwierzęcia na drugiego pikadora.
Nie lubimy pikadorów. Dźgają byka w kark długimi pikami, leje się krew. Byk nie w ciemię (tylko w kark) bity próbuje podważyć całego konia i pikador ledwie się na nim trzyma. Strach pomyśleć, co by było gdyby zwalił się z konia wprost pod byka. Asysta toreadora jednak intensywnie macha kapotami i byk daje spokój (pikadorowi). A zjeżdżajcie stąd!
Teraz odbędzie się suerte de banderillas. Na arenę wchodzą mieniący się srebrem banderilleros uzbrojeni w różnokolorowe banderillas. Wbicie w kark byka banderilli wymaga wielkiej zręczności i odwagi. Podobno Akademia Królewska zaleca wbicie ośmiu banderillas, by doprowadzić byka do szału. Nasz byk może nie szaleje, ale jest bardzo aktywny; jeden z odważniejszych banderillas całkiem blisko podchodzi do byka i po wbiciu pałek w kark byka cofa się przed zwierzęciem dotykającym go prawie nosem z rogami obejmującymi jego klatkę piersiową. Pomocnicy toreadora odciągają byka płachtami, a sam bohater rejteruje żwawo pod osłonę otaczających arenę drewnianych desek ścigany przez byka do ostatniej chwili.
Trzeci raz odzywają się trąby. Teraz nastąpi ostatnia walka, suerte de matar, która musi skończyć się śmiercią byka. Na scenie pojawia się toreador (matador, espada), wygląda bardzo uroczyście. Trzyma w lewej ręce szpadę, estoaue i przymocowaną do drzewca o długości szpady muletę – purpurową, jedwabną draperię; w prawej ręce ma czarny kapelusz. Powinien wygłosić przemówienie – w wytwornej hiszpańszczyźnie lub nawet po francusku, które skierowane jest do osoby, dla której toreador zabije byka. „Nasz” toreador nic jednak nie powiedział, położył kapelusz pośrodku areny i z gołą głową zabrał się do roboty. Teraz przez dłuższy czas toreador drażni byka, wykonuje różne piruety machając muletą w którą wpatrzony byk coraz to atakuje. Toreador w zwrocie przepuszcza byka tuż obok siebie, publiczność klaszcze i ryczy – OLE! My też. Są to tak zwane el pase de pecho. No, ale trzeba brać się do roboty. Na przeciw z trybun orkiestra gra marsza jak z opery Bizeta. Toreador zmienia szpadę – podchodzi do bandy i podają mu inną. Teraz już na serio celuje w byka. Ten jakby stropiony przygląda się swojemu przeznaczeniu i – rusza do ataku! Wtedy szpada toreadora wbija się w grzbiet zwierzęcia aż po rękojeść. Kiedyś słyszałem, że to teraz właśnie byk powinien paść. Tu jednak z wbitą szpadą (każdy) byk szaleje jeszcze po arenie poskramiany przez pomocników. Toreador pobiera „z magazynu” inną szpadę (podają mu ją) i pilnie się w byka wpatrując podchodzi całkiem blisko. Dawniej nazywano to „aktem łaski” – la puntilla. Toreador wbija szpadę w szpik stosu pacierzowego na przodzie łba tuż koło rogów. Byk pada jak rażony piorunem. Brawa, brawa, OLE! I co tylko jeszcze. Toreador zbiera z areny swój kapelusz, kłania się we wszystkie strony świata i, być może, w jedną z nich szczególnie…
Sam fakt żwawego poruszania się po arenie w chwili po wbiciu szpady zbytnio mnie nie zdziwił. Spory dzik z przestrzelonym sercem potrafi jeszcze przejść z 200 metrów i być groźny do końca. Podejrzewam jednak, że jest od byka sprytniejszy. Byk mianowicie uparcie celuje w muletę, a nie w toreadora. W pewnym momencie nawet toreador zasłania sobą muletę i stojąc przed bykiem porusza nią w prawo i w lewo. Byk wpatrzony w muletę rusza łbem jakby toreadora nie widział. Bierz go! – Chciałoby się krzyknąć. Dzik dobrze wie gdzie patrzyć i gdzie uderzyć swoimi potężnymi kłami. Ale wracając do byków. Jeden z nich w trakcie obserwowanej przez nas corridy wykonał przewrót w przód przez łeb! Nieprawdopobne! A miał ponad 500 kilo. Zaraz się zresztą pozbierał i stanął do walki. Co do toreadorów z kolei spodobał nam się jeden, który zaraz na początku walki klęknął pośrodku areny. Byka jeszcze nie było. Kiedy wypadł z impetem przez bramę wprost na przeciwnika toreador na klęczkach zawinął muletą i poderwał się nietknięty. To eladorno, adoracja byka. Publiczność zgotowała mu owację na stojąco.
No i wywieziono byka z areny (ozdobionymi mułami…) A co sobie myślał? Po to jest… Nie był taki sprytny (czy gamoniowaty) jak ten pierwszy… Cóż, chciał dobrze spełnić swoją rolę… Do tego był przygotowywany. A może czasem nie warto się zbytnio „rolą” przejmować? Któż to wie? W pobliskiej Katalonii zlikwidowano walki byków. Przerażające krwawe widowisko. Wprowadzono małżeństwa gejów i lesbijek. Lepiej? Któż to wie…
Jiedzimy na widowni areny walk byków – Plaza de Toros podobnej do rzymskiego amfiteatru i areny walk gladiatorów. Oczywiście, jako bogatsi, (o fundusz kulturalny) siedzimy w miejscu zacienionym, mniej więcej w połowie kamiennych ławek – El publico de sombra w przeciwieństwie do mniej zamożnych – El publico de sol okupujących ławki nasłonecznione. Jesteśmy w Andaluzji – obszar ten po Rzymianach przejęli Wandalowie pozostawiając po sobie tę nazwę. Mamy szczęście – tu jeszcze nie zakazano walk byków. W pobliskiej Katalonii corridy już nie odbywają się… za to dozwolone są małżeństwa homoseksualne i inne „obrazoburcze” obyczaje. Widocznie byki jakoś to sobie załatwiły. Jest rok 2014, Święta Wielkanocne. Dzisiaj akurat nadeszły chmury i „pariasi” na teoretycznie nasłonecznionych miejscach są bogatsi o kilkadziesiąt euro. Tak cóż ty zrobisz!
Ale uwaga! Po trwających dłuższą chwilę przygotowaniach nawierzchni areny (żółty piasek), malowania okręgów itp. z otwartej bramy pod trybunami wyjeżdżają dwaj jeźdźcy w ciemnych szatach o białych kryzach i mankietach, w kapeluszach przybranych strusimi piórami. To los alguaeilillos – strażnicy kodeksu walk byków ustalonego przez Akademię Królewską; będą czuwać, by walki, podobnie jak stroje nawiązywały do tradycji sięgającej panowania Filipa IV, znanego mecenasa sztuki, który wstąpił na tron w roku 1621. Każdy byk, który następnie wyjdzie na arenę stoczy trzy pięciominutowe walki zwane suertas, w których kolejno będą brać udział pikadorzy, banderylierzy i matador.
W ślad za jeźdźcami na arenie pojawia się orszak ludzi przybranych w obcisłe stroje bogato haftowane złotem i srebrem. To bohaterowie dzisiejszego wieczoru – matadorzy wraz z personelem pomocniczym, o którym za chwilę. Matadorzy to ci, którzy stoczą ostatni bój z bykiem. Mat po arabsku znaczy śmierć. Mactator po łacinie zabójca. Nazywa się ich również torrearos lub espadas. W gazetach pisze się (lub pisało), że są mistrzami z łaski bożej – torero por la gracia de Dios, że są mistrzami w swojej robocie, która jest gracia estetica. Każdy z nich ukończył Królewską Akademię Walki Byków i otrzymał licencję, czyli pasowanie na toreadora. Na równi z toreadorami gazety sławiły bycze rody – kształcone z dziada pradziada do walki w „szkołach byków” zwanych vacadas. Każdy toreador idzie na czele dobranych przez siebie pomocników. Zespół pomocników nazywa się la cuadrilla. Jest w nim do czterech banderilleros oraz giermek toreadora mozo de espada. Jest jeszcze kilku pomocników nie ubranych już w te fantazyjne stroje, to - chulos. Teraz pojawiają się na szczelnie okrytych matami koniach z zawiązanymi oczami – picadores. Ich zadaniem będzie rozwścieczanie byka przed główną walką.
Na końcu zaprzęg strojnie ubranych koni (lub mułów) przeznaczonych do wywożenia pokonanego byka z areny. Oznaką godności toreadora jest przypięty do włosów warkoczyk la coleta. Symbolizuje on nie tylko jego tytuł, ale obowiązującą toreadora rycerskość i znajomość kunsztu walki. Toreador ubrany jest w sięgającą pasa kurtkę bogato haftowaną złotą nicią i obcisłe również haftowane spodnie sięgające tuż za kolana, pończochy i skórzane pantofle bez obcasów oraz czarny poprzecznie umieszczony kapelusz. Podobnie ubrani są banderilleros bardziej na srebrno, którzy będą wbijali w byka kolorowe strzały (banderillas) półmetrowej długości przybrane różnokolorowymi wstęgami pałeczki zakończone żelaznymi harpunami. Jadący na koniach picadores mają białe okrągłe zapinane pod brodą kapelusze i stroje w odcieniu żółtym. Ich łydki chronią skórzane getry a dodatkowo prawą nogę ochrania stalowy pancerz podobny do tych, jakie nosili średniowieczni rycerze. Zabezpieczeniem prawej stopy, szczególnie narażonej na atak byka jest wielkie stalowe strzemię. Konia ochraniają, jak wspomniano, specjalne maty.
Z otwartej bramy wypada byk. Obiega arenę jakby szukał zaczepki i widać niespożyty byczy temperament pragnący znaleźć gdzieś ujście. Przed rozpoczęciem właściwej walki asysta toreadora drażni byka rozścielając przed nim swoje jaskrawe (np. różowe) płaszcze, capotas. Z reakcji byka na te zaczepki toreador układa plan przyszłej z nim walki.
„Nasz” pierwszy byk nie wykazał się temperamentem. Owszem, podbiegał, zaczepiał i atakował, ale robił to jakoś niemrawo. Postanowiono więc usunąć go z areny (chyba mu się wiec upiekło) i w tym celu na arenę wprowadzono kilka łaciatych wołów, z którymi on się zmieszał i wspólnie razem opuściły arenę przez te samą bramę. Według (nie potwierdzonych) informacji darowuje mu się następnie życie i zażywa już do końca życia byczej emerytury. Następny od razu wyglądał bojowo. Na tablicy podano jego wagę – 467 kg. Jeżeliby teraz zdarzył się wypadek uszkodzenia kogokolwiek przez byka, przepisy Akademii Królewskiej nie zezwalają na zabicie go w innym niż oznaczonym dokładnie momencie walki, tak więc wielkie znaczenie tu ma umiejętność odwrócenia jego uwagi przy jednoczesnym drażnieniu zwierzęcia.
Słychać głos trąb. Ukazują się dwaj pikadorzy na koniach zabezpieczonych matami. Jest to sygnał do rozpoczęcia pierwszej części walki zwanej suertedepicar. Jeżeli byk rzuci się na konia jednego z pikadorów obowiązkiem jego jest zadać bykowi cios w kark krótkim ostrzem piki zwanej garrocha by go odstraszyć i zwrócić uwagę zwierzęcia na drugiego pikadora.
Nie lubimy pikadorów. Dźgają byka w kark długimi pikami, leje się krew. Byk nie w ciemię (tylko w kark) bity próbuje podważyć całego konia i pikador ledwie się na nim trzyma. Strach pomyśleć, co by było gdyby zwalił się z konia wprost pod byka. Asysta toreadora jednak intensywnie macha kapotami i byk daje spokój (pikadorowi). A zjeżdżajcie stąd!
Teraz odbędzie się suerte de banderillas. Na arenę wchodzą mieniący się srebrem banderilleros uzbrojeni w różnokolorowe banderillas. Wbicie w kark byka banderilli wymaga wielkiej zręczności i odwagi. Podobno Akademia Królewska zaleca wbicie ośmiu banderillas, by doprowadzić byka do szału. Nasz byk może nie szaleje, ale jest bardzo aktywny; jeden z odważniejszych banderillas całkiem blisko podchodzi do byka i po wbiciu pałek w kark byka cofa się przed zwierzęciem dotykającym go prawie nosem z rogami obejmującymi jego klatkę piersiową. Pomocnicy toreadora odciągają byka płachtami, a sam bohater rejteruje żwawo pod osłonę otaczających arenę drewnianych desek ścigany przez byka do ostatniej chwili.
Trzeci raz odzywają się trąby. Teraz nastąpi ostatnia walka, suerte de matar, która musi skończyć się śmiercią byka. Na scenie pojawia się toreador (matador, espada), wygląda bardzo uroczyście. Trzyma w lewej ręce szpadę, estoaue i przymocowaną do drzewca o długości szpady muletę – purpurową, jedwabną draperię; w prawej ręce ma czarny kapelusz. Powinien wygłosić przemówienie – w wytwornej hiszpańszczyźnie lub nawet po francusku, które skierowane jest do osoby, dla której toreador zabije byka. „Nasz” toreador nic jednak nie powiedział, położył kapelusz pośrodku areny i z gołą głową zabrał się do roboty. Teraz przez dłuższy czas toreador drażni byka, wykonuje różne piruety machając muletą w którą wpatrzony byk coraz to atakuje. Toreador w zwrocie przepuszcza byka tuż obok siebie, publiczność klaszcze i ryczy – OLE! My też. Są to tak zwane el pase de pecho. No, ale trzeba brać się do roboty. Na przeciw z trybun orkiestra gra marsza jak z opery Bizeta. Toreador zmienia szpadę – podchodzi do bandy i podają mu inną. Teraz już na serio celuje w byka. Ten jakby stropiony przygląda się swojemu przeznaczeniu i – rusza do ataku! Wtedy szpada toreadora wbija się w grzbiet zwierzęcia aż po rękojeść. Kiedyś słyszałem, że to teraz właśnie byk powinien paść. Tu jednak z wbitą szpadą (każdy) byk szaleje jeszcze po arenie poskramiany przez pomocników. Toreador pobiera „z magazynu” inną szpadę (podają mu ją) i pilnie się w byka wpatrując podchodzi całkiem blisko. Dawniej nazywano to „aktem łaski” – la puntilla. Toreador wbija szpadę w szpik stosu pacierzowego na przodzie łba tuż koło rogów. Byk pada jak rażony piorunem. Brawa, brawa, OLE! I co tylko jeszcze. Toreador zbiera z areny swój kapelusz, kłania się we wszystkie strony świata i, być może, w jedną z nich szczególnie…
Sam fakt żwawego poruszania się po arenie w chwili po wbiciu szpady zbytnio mnie nie zdziwił. Spory dzik z przestrzelonym sercem potrafi jeszcze przejść z 200 metrów i być groźny do końca. Podejrzewam jednak, że jest od byka sprytniejszy. Byk mianowicie uparcie celuje w muletę, a nie w toreadora. W pewnym momencie nawet toreador zasłania sobą muletę i stojąc przed bykiem porusza nią w prawo i w lewo. Byk wpatrzony w muletę rusza łbem jakby toreadora nie widział. Bierz go! – Chciałoby się krzyknąć. Dzik dobrze wie gdzie patrzyć i gdzie uderzyć swoimi potężnymi kłami. Ale wracając do byków. Jeden z nich w trakcie obserwowanej przez nas corridy wykonał przewrót w przód przez łeb! Nieprawdopobne! A miał ponad 500 kilo. Zaraz się zresztą pozbierał i stanął do walki. Co do toreadorów z kolei spodobał nam się jeden, który zaraz na początku walki klęknął pośrodku areny. Byka jeszcze nie było. Kiedy wypadł z impetem przez bramę wprost na przeciwnika toreador na klęczkach zawinął muletą i poderwał się nietknięty. To eladorno, adoracja byka. Publiczność zgotowała mu owację na stojąco.
No i wywieziono byka z areny (ozdobionymi mułami…) A co sobie myślał? Po to jest… Nie był taki sprytny (czy gamoniowaty) jak ten pierwszy… Cóż, chciał dobrze spełnić swoją rolę… Do tego był przygotowywany. A może czasem nie warto się zbytnio „rolą” przejmować? Któż to wie? W pobliskiej Katalonii zlikwidowano walki byków. Przerażające krwawe widowisko. Wprowadzono małżeństwa gejów i lesbijek. Lepiej? Któż to wie…