Przejdź do treści

Ustawienia dostępności

Rozmiar czcionki
Wysoki kontrast
Animacje
Kolory

Tryb ciemny włączony na podstawie ustawień systemowych.
Przejdź do , żeby zmienić ustawienia.

Godło Polski: orzeł w złotej koronie, ze złotymi szponami i dziobem, zwrócony w prawo logo-sygnet Politechniki Morskiej w Szczecinie - głowa gryfa, elementy kotwicy i sygnatura PM Politechnika Morska w Szczecinie

Unia Europejska

Układ nr 1 silnika głównego wymagał przeglądu. Dość długo zwlekano z tym oczekując na dłuższy postój statku związany z załadunkiem tak, by „wilk był syty i owca cała”.

No i wreszcie udało się. Załoga maszynowa „dostała” trzy doby czasu, załatwiono też wszelkie formalności i zgodę władz portowych. Był to rutynowy przegląd po określonej ilości godzin pracy cylindra. Posiadający uprawnienia klasyfikatora starszy mechanik mógł ten układ czyli głowicę i układ tłokowo – korbowy wraz  z łożyskami po oczyszczeniu, kontroli i dokonaniu pomiarów zaliczyć na poczet remontu klasowego.

Remont prowadził drugi mechanik wraz z pozostałymi mechanikami i motorzystami. Starszy mechanik jedynie okazjonalnie „zaglądał” do maszynowni uczestnicząc  w późniejszych pomiarach części – pierścieni tłokowych, sworznia tłokowego, tulei cylindrowej i łożysk zalecając ewentualnie ich wymianę. Na szczęście wszystkie części zamienne były dostępne.

Tak więc spuszczono wodę chłodzącą z silnika głównego  i rozpoczęto demontaż układu. Praski przy pomocy których odkręcano śruby głowicy pod ciśnieniem oleju hydraulicznego 770 bar działały na szczęście dobrze jak i wszystkie inne urządzenia i demontaż przebiegał bez zakłóceń. Do obiadu  o godzinie dwunastej podniesiono już głowicę dźwigiem suwnicowym usytuowanym w szybie maszynowym. Wyjęto także tłok demontując odpowiednie jego umocowania w rejonie wodzika. Oczyszczenie części, rozbicie tłoka, demontaż wodzika i łożysk oraz pomiary zabrały czas do wieczora. Następnego dnia wszystko już było przygotowane do ponownego montażu.

Było dużo czasu, ludzie dobrze znający silnik pracowali bez pośpiechu i dokładnie. Do południa włożono tłok do silnika  i drugi mechanik obliczył, że do przerwy na kawę o godzinie piętnastej układ tłokowo – korbowy powinien zostać zmontowany. Po kawie pozostało nałożyć głowicę, dokręcić śruby mocujące i kolektory ssący i wydechowy. Potem napełnić silnik wodą, uruchomić obracarkę oraz pompy olejowe, odczekać z godzinę, odstawić obracarkę, itd. itp. Sprawdzić wszystko i można startować. Jeżeli nie będzie przecieków  i próbny start silnika przebiegnie bez przeszkód statek będzie gotowy do wyjścia w morze. – Jeszcze zdążymy wieczorem na film! – cieszyli się mechanicy.

Na razie wszyscy poszli na kawę, a nad silnikiem wisiała głowica. W drodze na kawę drugi mechanik przypomniał sobie, że nie wyczyszczono okien wylotowych tulei cylindrowej. – Zaangażuję do tego Franka – pomyślał. – Ostatnie kilka godzin dałem mu wolne  w zamian za nocną pracę. Zapukał do kabiny Franciszka i otworzył drzwi. Franek spał na koi. – Panie Franiu! – potrząsnął nim Drugi. – Niech pan zejdzie szybko do maszyny  i wyczyści okna w tulei. Drabinkę znajdzie pan w warsztacie. My zdążymy wypić kawę w mesie i kiedy wrócimy zakładamy głowicę! – Tak jest, panie Drugi – zerwał się Franek. – Już lecę!

Motorzysta Franciszek był zdyscyplinowanym pracownikiem. Dość tęgi z natury miał jednak jedną przywarę – sen. Zasypiał wszędzie, gdzie się tylko dało i to sen praktycznie pochłaniał mu cały wolny czas po pracy. Ponieważ jednak był dobrym pracownikiem nie stwarzano mu z tego powodu  problemów.

Pan Franciszek zszedł do maszynowni, odnalazł małą stalową drabinkę w warsztacie, wdrapał się na silnik i opuścił drabinkę do tulei opierając ją na tłoku położonym teraz w dolnym martwym punkcie. Zszedł do tulei i stanął na tłoku. Wewnątrz panował półmrok i było ciepło. Pachniało smarami. Okna tulei rzeczywiście były zanieczyszczone, jak to w silniku dwusuwowym. Pan Franciszek położył na tłoku narzędzia do czyszczenia i przysiadł na chwilę na jego denku. Tłok był jeszcze cieplejszy. Ziewnął głęboko i zasnął.

Kiedy załoga maszynowa wróciła do maszynowni drugi mechanik zadysponował opuszczanie głowicy na jej miejsce  w układzie nr 1, dokręcenie kolektorów i śrub nocujących. Następnie zalano wodą silnik. Po napełnieniu sprawdziwszy poziom w zbiorniku wyrównawczym, uruchomiono pompy olejowe i obracarkę. Wał korbowy silnika zaczął powoli obracać się zapewniając wstępne przesmarowanie tulei cylindrowych  i łożysk.

Pan Franciszek obudził się właśnie w momencie kiedy zakładano głowicę. Zorientował się natychmiast w czym rzecz, zaczął krzyczeć i walić czym popadło o ścianki tulei. Niestety nikt go nie słyszał. Franek wiedział dobrze co teraz nastąpi. I rzeczywiście. Po dłuższej chwili zauważył olej spływający  z punktów smarnych tulei. Było zupełnie ciemno, więc raczej wyczuł ten olej. Następnie tłok na którym siedział ruszył powoli do góry. W obawie przed zmiażdżeniem skulił się i obronnym gestem objął głowę ramionami. Ale tłok zatrzymał się, a następnie ruszył w dół…

W maszynowni sprawdzono szczelność układu. Nigdzie nie pokazała się woda. Poziom cieczy chłodzącej w zbiorniku wyrównawczym nie zmieniał się. – Dzwoń pan na mostek, że startujemy – zwrócił się do drugiego starszy mechanik, który  w międzyczasie zszedł do siłowni. Uruchomiono pompę chłodzenia wtryskiwaczy i kompresory powietrza rozruchowego.

Po chwili ciśnienie w butlach sprężonego powietrza osiągnęło 30 barów. Starszy mechanik nacisnął przycisk startu w Centrali Manewrowo Kontrolnej i sprężone powietrze runęło do cylindrów wylatując przez otwarte kurki indykatorowe na głowicach. Było to tzw. przedmuchanie silnika przed startem  w celu potwierdzenia, że w cylindrach nie znajduje się woda.

Zamknięto kurki indykatorowe, uzupełniono ciśnienie sprężonego powietrza w butlach startowych. – No to jedziemy! – stwierdził chief i nacisnął guzik. Sprężone powietrze pod ciśnieniem 30 barów runęło z hukiem do cylindrów i za pośrednictwem zaworów startowych wtargnęło na tłoki by poruszyć je zgodnie z kolejnością startu silnika, spowodować obrót wału korbowego, wtrysk paliwa, zapłon i start.

Silnik wielkości małej stodoły zadygotał i zatrzymał się.

- Co u licha – zastanowił się starszy mechanik. Nagle przebywający również w CMK drugi mechanik zbladł jak ściana.

- Franciszek! – krzyknął rozdzierającym głosem i wypadł  z siłowni.

Pan Franciszek siedział zlany potem na podłodze swojej kabiny  i powtarzał przecierając nieprzytomne oczy: - panie Drugi, panie Drugi, jaki miałem straszny sen!

Autor: st.mech Jerzy Turzański

Przeglądarka Internet Explorer nie jest wspierana

Zalecamy użycie innej przeglądarki, aby poprawnie wyświetlić stronę