Na mostek nawigacyjny, zwany także kapitańskim, jako że przebywał tam najczęściej “Pierwszy po Bogu”, na starszych statkach wchodziło się z zewnątrz po schodach przez tzw. skrzydła.
Sam mostek był niewielki, miał za to szerokie skrzydła, to znaczy jakby wybiegi, odkryte, wychodzace na lewą i prawą burtę. Umożliwialo to sprawne manewrowanie statkiem, dobijanie do nabrzeża i koordynację pracy holowników. Na mostku królowalo zawsze duże koło sterowe, obecnie zmniejszone do minimum dzięki zastosowaniu nowoczesnych urzadzeń wspomagających pracę steru.
Taki właśnie stary statek, służący jeszcze dzielnie w polskiej flocie, stał kiedyś w stoczni remontowej w celu odnowienia klasy, to znaczy dokonania napraw i remontów niezbędnych dla dalszej eksploatacji. Remont obejmowal także naprawę urządzenia sterowego. Zdemontowano więc duże koło sterowe i pozostała kolumna steru, też zresztą w naprawie.
Kapitan był bardzo zajęty i na mostku prawie nie bywał. Ciągłe narady ze stoczniowcami, koordynacja prac remontowych siłą rzeczy trzymały go z daleka od jego morskiego “królestwa”. Nawet kiedy przeholowywano statek na inne miejsce postoju w stoczni, pozostawał wraz z pilotem na skrzydle mostku nie wchodząc do środka. Asystentowi pokładowemu polecił natomiast być na mostku w celu... zaraz zobaczymy. Było zreszta lato i piękna pogoda, a skrzydla mostku przeznaczone były do nadzorowania manewrów właśnie.
Holowniki podeszły pod rufę i dziób. Podano cumy i holowniki zaczęły powoli odsuwać się od statku. Cumy naprężyły się i statek ruszył.
- Uwaga na sterze! - polecił kapitan asysytentowi.
- Ależ panie kapitanie, ster... zaczął asystent.
- Nie dyskutować! - uciął kapitan. - Prawo dziesięć!
Holowniki odciągnęły już statek od nabrzeża i konwój ruszył do przodu. Jeden z holowników ciągnął statek, a drugi za rufą kontrolował jego szybkość, pracując wstecz w miarę potrzeby. Silnik główny nie pracowal.
- Powoli w prawo! - kontynuowal kapitan komendy na ster. - Przytrzymywać!
- Ależ, panie kapitanie - zaczął znowu asystent.
- Nie dyskutować! Powtarzać komendy! - krzyknął znowu kapitan i zwrócil się do pilota, ktory rozmawiając przez UKF-kę z holownikami nadzorowal przeholunek:
- Kiepskie mamy to młode pokolenie, nawet komendy na ster porządnie wykonac nie potrafi!
Powtarzał więc asystent zrezygnowany wszystkie kapitańskie komendy. Po skończonych manewrach kapitan z pilotem weszli ze skrzydła na mostek i tu kapitana zatkało.
- Panie As! - krzyknął - a gdzie koło sterowe?
- Ja, tego, no właśnie chciałem...
- Co pan chciał!? Nie sterował pan i jeszcze komendy powtarzał?
- Noo... no tak, jak pan kazał!
Tu dysponujący na szczęście poczuciem humoru kapitan nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem zwracając się do pilota:
- A to numer! Taki spryciarz! Steru nie ma, a on steruje i komendy powtarza! Nie jest tak źle z tym naszym młodym pokoleniem! Będą z nich ludzie!
I byli. I są do tej pory.
Autor st.mech Jerzy Turzański
Taki właśnie stary statek, służący jeszcze dzielnie w polskiej flocie, stał kiedyś w stoczni remontowej w celu odnowienia klasy, to znaczy dokonania napraw i remontów niezbędnych dla dalszej eksploatacji. Remont obejmowal także naprawę urządzenia sterowego. Zdemontowano więc duże koło sterowe i pozostała kolumna steru, też zresztą w naprawie.
Kapitan był bardzo zajęty i na mostku prawie nie bywał. Ciągłe narady ze stoczniowcami, koordynacja prac remontowych siłą rzeczy trzymały go z daleka od jego morskiego “królestwa”. Nawet kiedy przeholowywano statek na inne miejsce postoju w stoczni, pozostawał wraz z pilotem na skrzydle mostku nie wchodząc do środka. Asystentowi pokładowemu polecił natomiast być na mostku w celu... zaraz zobaczymy. Było zreszta lato i piękna pogoda, a skrzydla mostku przeznaczone były do nadzorowania manewrów właśnie.
Holowniki podeszły pod rufę i dziób. Podano cumy i holowniki zaczęły powoli odsuwać się od statku. Cumy naprężyły się i statek ruszył.
- Uwaga na sterze! - polecił kapitan asysytentowi.
- Ależ panie kapitanie, ster... zaczął asystent.
- Nie dyskutować! - uciął kapitan. - Prawo dziesięć!
Holowniki odciągnęły już statek od nabrzeża i konwój ruszył do przodu. Jeden z holowników ciągnął statek, a drugi za rufą kontrolował jego szybkość, pracując wstecz w miarę potrzeby. Silnik główny nie pracowal.
- Powoli w prawo! - kontynuowal kapitan komendy na ster. - Przytrzymywać!
- Ależ, panie kapitanie - zaczął znowu asystent.
- Nie dyskutować! Powtarzać komendy! - krzyknął znowu kapitan i zwrócil się do pilota, ktory rozmawiając przez UKF-kę z holownikami nadzorowal przeholunek:
- Kiepskie mamy to młode pokolenie, nawet komendy na ster porządnie wykonac nie potrafi!
Powtarzał więc asystent zrezygnowany wszystkie kapitańskie komendy. Po skończonych manewrach kapitan z pilotem weszli ze skrzydła na mostek i tu kapitana zatkało.
- Panie As! - krzyknął - a gdzie koło sterowe?
- Ja, tego, no właśnie chciałem...
- Co pan chciał!? Nie sterował pan i jeszcze komendy powtarzał?
- Noo... no tak, jak pan kazał!
Tu dysponujący na szczęście poczuciem humoru kapitan nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem zwracając się do pilota:
- A to numer! Taki spryciarz! Steru nie ma, a on steruje i komendy powtarza! Nie jest tak źle z tym naszym młodym pokoleniem! Będą z nich ludzie!
I byli. I są do tej pory.
Autor st.mech Jerzy Turzański