Wiało potężnie i tylko jakimś cudem udało się schować za ten przylądek. Olbrzymie wały wodne toczyły się spienione aż gdzieś ze środka Atlantyku i wszystko to chciało się zmieścić w Zatoce Biskajskiej.
Fale spiętrzały się więc jeszcze wyżej, a huraganowy wiatr zrywał ich wierzchołki niosąc pianę w powietrzu.
Rzucono kotwicę w osłoniętej zatoczce. Łańcuch naprężył się i statek ustawił się dziobem do wiatru by pozostać tak przez kilka dni. Z mostku widać było postrzępione skały osłaniającego zatokę przylądka i co chwila strzelające w górę fontanny przyboju. Statek łukował na kotwicy ale łańcuch trzymał i przelatująca górą nawałnica była bezsilna.
Na wachcie III oficera na mostek wpadł kapitan.
- “Trzeci”! Rzucić lewą kotwicę! Sprawdzać pozycję!
- Tak jest panie kapitanie! I “Trzeci” z bosmanem poszli na dziób. W rozgłośni statkowej na mostku dał się słyszeć łoskot łańcucha i po chwili z baku czyli z dziobu zameldowano kapitanowi, że kotwica trzyma.
Następnego dnia na mostek znów wpadł kapitan.
- “Trzeci”! Nie widzicie, że statek dryfuje?! Rzucić lewą kotwicę!
- Ależ panie kapitanie, pozycja sprawdzona, a kotwica...
- Nie dyskutować! - krzyknąłl kapitan. - Wykonać, bo pana do dziennika wpiszę!
Pobiegł więc “Trzeci” na bak i “odegrał” rzucanie kotwicy, co było robić. Przez kilka następnych dni sytuacja powtarzała się i “Trzeci” mial już to “opanowane”. Nic jednak nie trwa wiecznie, sztorm wreszcie ucichł i przygotowywano statek do wyjścia na pełne morze. Silnik główny pracował na wolnych obrotach i kapitan z mostku polecił podnieść kotwicę. Na baku chief z bosmanem włączyli windę kotwiczną, a po chwili w rozgłośni statkowej dał się słyszeć łoskot łańcucha i meldunek z dziobu, że kotwica już w kluzie.
- Wolno naprzód - zakomenderował kapitan.
- Ale, panie kapitanie, ta kotwica... - próbował “Trzeci”
- Nie dyskutować! - głosem nie znoszącym sprzeciwu przeciął kapitan. - Pół naprzód! Powoli w prawo! Tymczasem dziób statku przytrzymywany nieszczęsną lewą kotwicą wyraźnie nie chciał iść w prawo.
- Co jest, “Trzeci”, do cholery?! - zdenerwował się kapitan.
- To lewa kotwica! - wykrztusił “Trzeci”.
- Jaka kotwica? - zdziwił się kapitan. - Kto rzucał lewą kotwicę? Co tu się dzieje? “Trzeciego” zatkało.
- Nie wiem, panie kapitanie - wybąkał niepewnie. - Ale to chyba cud, istny cud!
Autor st.mech Jerzy Turzański
Rzucono kotwicę w osłoniętej zatoczce. Łańcuch naprężył się i statek ustawił się dziobem do wiatru by pozostać tak przez kilka dni. Z mostku widać było postrzępione skały osłaniającego zatokę przylądka i co chwila strzelające w górę fontanny przyboju. Statek łukował na kotwicy ale łańcuch trzymał i przelatująca górą nawałnica była bezsilna.
Na wachcie III oficera na mostek wpadł kapitan.
- “Trzeci”! Rzucić lewą kotwicę! Sprawdzać pozycję!
- Tak jest panie kapitanie! I “Trzeci” z bosmanem poszli na dziób. W rozgłośni statkowej na mostku dał się słyszeć łoskot łańcucha i po chwili z baku czyli z dziobu zameldowano kapitanowi, że kotwica trzyma.
Następnego dnia na mostek znów wpadł kapitan.
- “Trzeci”! Nie widzicie, że statek dryfuje?! Rzucić lewą kotwicę!
- Ależ panie kapitanie, pozycja sprawdzona, a kotwica...
- Nie dyskutować! - krzyknąłl kapitan. - Wykonać, bo pana do dziennika wpiszę!
Pobiegł więc “Trzeci” na bak i “odegrał” rzucanie kotwicy, co było robić. Przez kilka następnych dni sytuacja powtarzała się i “Trzeci” mial już to “opanowane”. Nic jednak nie trwa wiecznie, sztorm wreszcie ucichł i przygotowywano statek do wyjścia na pełne morze. Silnik główny pracował na wolnych obrotach i kapitan z mostku polecił podnieść kotwicę. Na baku chief z bosmanem włączyli windę kotwiczną, a po chwili w rozgłośni statkowej dał się słyszeć łoskot łańcucha i meldunek z dziobu, że kotwica już w kluzie.
- Wolno naprzód - zakomenderował kapitan.
- Ale, panie kapitanie, ta kotwica... - próbował “Trzeci”
- Nie dyskutować! - głosem nie znoszącym sprzeciwu przeciął kapitan. - Pół naprzód! Powoli w prawo! Tymczasem dziób statku przytrzymywany nieszczęsną lewą kotwicą wyraźnie nie chciał iść w prawo.
- Co jest, “Trzeci”, do cholery?! - zdenerwował się kapitan.
- To lewa kotwica! - wykrztusił “Trzeci”.
- Jaka kotwica? - zdziwił się kapitan. - Kto rzucał lewą kotwicę? Co tu się dzieje? “Trzeciego” zatkało.
- Nie wiem, panie kapitanie - wybąkał niepewnie. - Ale to chyba cud, istny cud!
Autor st.mech Jerzy Turzański