Przejdź do treści

Ustawienia dostępności

Rozmiar czcionki
Wysoki kontrast
Animacje
Kolory

Tryb ciemny włączony na podstawie ustawień systemowych.
Przejdź do , żeby zmienić ustawienia.

Godło Polski: orzeł w złotej koronie, ze złotymi szponami i dziobem, zwrócony w prawo logo-sygnet Politechniki Morskiej w Szczecinie - głowa gryfa, elementy kotwicy i sygnatura PM Politechnika Morska w Szczecinie

Unia Europejska

Spotkanie z morzem - wspomnienia

Rok 1964 IV klasa Liceum Ogólnokształcące w Gryfinie, w maju matura i co dalej?

Ojciec namawia na Studium Nauczycielskie aby kontynuować tradycje rodzinne. Mnie to nie odpowiada. Karol May, Josep Konrad, ja czynny żeglarz, drużynowy Drużyny Wodniaków w SP w Czepinie, pod moją komendą 15-tu harcerzy, 4 jachty typu Cadet i 1 Motyl. Marzy mi się wielki świat. Decyduję się na nowo powstałą Państwową Szkołę Morską w Szczecinie.


Papiery należy złożyć do końca marca. Nie mam 18 – tu lat. Potrzebna pisemna zgoda rodziców. Rodzice się nie zgadzają – zbyt niebezpieczny zawód. To dla mnie nie problem. Podpisuję zgodę za nich, siadam na motor i na Wały Chrobrego. Po tygodniu otrzymuję zwrot moich dokumentów z uzasadnieniem „dwója z chemii na półrocze eliminuje „ mnie z kandydatów na słuchacza szkoły morskiej i jednocześnie informacja, że mogę próbować szczęścia w Państwowej Szkole Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie też na Wałach Chrobrego. Nie namyślając się długo wskakuję ponownie na „Junaka” i pędzę. Sekretarka ma opory ze względu na dwóję. Na moje szczęście w tym momencie wyszedł z gabinetu dyrektor Zbigniew Piętniewicz, zerknął na mnie i moje dokumenty, polecił przyjąć dokumenty, a mnie zobowiązał do czwórki ma świadectwie maturalnym. Z zobowiązania się wywiązałem, średnia na świadectwie maturalnym 4,5. 

Zbliżają się egzaminy, pakuję się i wtedy rodzice dowiadują się gdzie startuję. Na odjezdnym życzą mi abym oblał. W szkole witają nas koledzy z 5-cio letniego kursu. Trafiam pod komendę kolegi Andrzeja Furmańskiego. Badania lekarskie w przychodni na ul. Kapitańskiej pomyślne, basen pomyślny, egzaminy pomyślne. Pozostała kandydatka na jednym ze statków szkolnych. W nagrodę za dobre wyniki mojej drużyny wodnej mam zagwarantowany przez HOM rejs po Bałtyku na s/y Zawisza Czarny. Szkoła wyraża zgodę na zaliczenie tego rejsu jako kandydatkę. Jestem słuchaczem PSRM w Szczecinie.

Czerwiec – żegluję Zawiszą pierwszy raz w życiu po Bałtyku, trzymam wachtę z I-szym oficerem Zygmuntem Kowalskim, ranek w oddali jakiś nietypowy statek, biały wysoki kadłub, nadbudówka mała, dwa kominy, maszt i brama rufowa. Druh Kowalski objaśnia, że to statek rybacki typu B 23, najnowszy nabytek „Odry” chyba m/t „Dorada” na próbach morskich. Inaczej wyobrażałem statek rybacki. Pierwszy powrót z morza po 3 tygodniach, pierwsze powitanie wilka morskiego przez dziewczynę / od 40 lat moją żonę/. Po Zawiszy jeszcze tydzień na s/t Łużyca ale w maszynie. Praca na pokładzie bardziej mi się podobała.

Wrzesień – skoszarowani w szkole na Wałach, przygotowania do przysięgi i defilady. Codzienna musztra na tzw. placu czerwonym – na podzamczu. Uroczyste ślubowanie, miarowy i donośny stukot stóp w butach ogólnowojskowych wojskowych. Nasze zadowolenie, wzruszenie i łzy rodziców i mojej dziewczyny. 

Szkoła i internat w jednym, skoszarowani jak wojsko, w poniedziałki praktyka na sieciarni w „Gryfie” na Oku, w piątki studium wojskowe. Wyjścia na przepustkę środy, soboty i niedzielę o ile nie było bw /bez wyjścia/. Za dobre sprawowanie można było otrzymać dobówkę / przepustkę na 24 godziny/. Z wyjściami na randki były problemy, ale od czego nasza pomysłowość. Nielegalne wyjścia i powroty przez piwnice, koksownię, po piorunochronie to normalka. Na apelu wieczornym i porannym krycie przez kolegów. Wychowawcy zawsze mieli problem z policzeniem nas. Niestety były i wpadki, ale ile adrenaliny dostarczały takie nielegalne wyjścia i randki.

1965 rok koniec I roku studiów, II – gi rok to praktyka na statkach szkolnych i przemysłowych. Magnes ciągnie mnie do mojej lubej, robię uniki od praktyk, w wakacje pracuję jako listonosz. Pod koniec sierpnia wpadam w łapy kierownika praktyk kpt. Rocha Kokota i za karę kieruje mnie na praktykę do kpt. Lasek Jan. 4-go września wraz Krzyśkiem Plewińskim meldujemy się na burcie m/t Konger zacumowanym na Nab. Bułgarskim w PPDiUR „Gryf” w Szczecinie. Co za zbieg okoliczności. Pierwszy statek przemysłowy to nowo wybudowany i szykujący się w dziewiczy rejs trawler zamrażalnia typu B 23. Przygotowania do podniesienia bandery, my kadeci skierowani do pomocy w kuchni gdzie rządził kucharz Warych, a ściślej mówiąc jego żona, ostra i wymagająca kobieta.

Pierwszy rejs Morze Północne, połowy śledzia cieknącego, pokłady pełne żywego srebra ociekające mleczem i ikrą śledzia tarłowego. Krzychu ma problemy z błędnikiem, ciągle oddaje hołd Neptunowi. Z tego powodu następuje zamiana, z m/ t Murena przesiada się do nas Andrzej Furmański a Krzysiek na Murenę. Rejs krótki, 30 dni, wyładunek na bazę i ładunek do kraju. Postój w Szczecinie dwa tygodnie i ponownie na Północne. Po tygodniu zmiana decyzji, udać się na wody północno- zachodniej Afryki. Pierwsze spotkanie z wielkim światem, Wejście do Ostendy na przegląd gwarancyjny sprężarek, następne do Amsterdamu na odładowanie butli CO2 . Zwiedzamy i podziwiamy, naszymi opiekunami są starsi koledzy, pierwsi absolwenci naszej szkoły, zatrudnieni za starszych rybaków: Tomek Szaryk, Janek Kasprzak, Roman Gierszewski i Leszek Strzechowski po Gdyńskiej PSRM. Jesteśmy wszyscy podekscytowani i pod wrażeniem. Mijamy Biskaj – Leszek łamie rękę na pokładzie, wchodzimy do Lizbony , tam ładują mu rękę w gips i dalej na ryby. Afryka, gorąco i wilgotno, mnóstwo gatunków ryb, połowy denne więc częsta siatkówka. Przeszliśmy z Andrzejem wszystkie działy, pełnimy wachty na sterze / nie było jeszcze autopilotów/ pomagamy na pokładzie w siatkówce i odgławianiu głównie makreli. W nocy dryf i połowy tasergala na haki- ręce w pęcherzach, ale zadowoleni.

Wyładunki w Lagos i Sierpa Leone. Czarny ląd, egzotyka, wszystko zachwyca i zadziwia. Niestety pierwsze rozczarowania – pierwszy raz 6 miesięcy w morzu, pierwsze święta poza domem, tęsknota za rodziną a szczególnie za tą jedyną, czy jeszcze czeka?

Koniec maca 1966 powrót do kraju, ona czeka, rodzice zadowoleni i pogodzeni z moją decyzją. Niestety Kokot nie dał oddech i 15-go kwietnia zamustrowałem na Łużycę, rejs do Murmańska z rewizytą do szkół morskich – średniej i wyższej. Na burcie kronikarz rejsu niezapomniany redaktor Bogdan Czubasiewicz. Murmańsk – gorące powitanie z orkiestrą na Dworcu Morskim. Koledzy studenci oprowadzają po szkole i mieście. Jednego z nich Siergieja spotkałem po 30 latach na wodach Nowej Zelandii on kapitan na m/t Meridian, ja na m/t Aquila. Ludzie serdeczni, na każdym kroku próbowali nas ugaszczać. Nieoczekiwane spotkanie z wyzwolicielami Szczecina lekarzem i sanitariuszem. Przyszedł czas rozstania, pożegnaniom i płaczom nie było końca, odbijamy, a za rufą pozostały złamane serca.

Skończyły się praktyki i zaczął się trzeci i ostatni rok nauki. Przygotowania do obrony pracy dyplomowej. Nauka nauką, a życie życiem, decyduję się na małżeństwo, sąd wydaje zgodę / nie miałem jeszcze wymaganych 21 lat/. Zbliża się termin ślubu, oficjalnie jest zakaz zawierania związków małżeńskich w trakcie studiów, do tego jaszcze ponad 30 dni bw. Decyduję się na desperacki krok, melduję się do naszego Kierownika Wydziału Nawigacyjno-Połowowego kpt. Walczaka Aleksandra z prośbą o prolongatę bw. i udzielenie przepustek dla mnie i moich świadków. Stary wilk zrozumiał i udzielił urlopy. Ach co to był za ślub, trwał jak tradycja nakazuje tydzień, niestety świadkowie i ja musieliśmy się zameldować w poniedziałek rano. 

Zbliża się maj i tradycyjne regaty ósemek uczelnianych. Nasza osada w składzie ośmiu kolegów z klasy mechanicznej wiosłowi i ja nawigator sternik. Trenuje nas mgr Andrzej Klaus, niestety trafia do szpitala i resztę treningów prowadzimy sami pod moim dowództwem. Jest problem z kolegami Leszkiem Misiem i Stasiem Piłką, przy starcie łamią wiosła, ale trenujemy zawzięcie. 

1-szy maja 1967 start w regatach, udało się nie połamać wioseł, idziemy łeb w łeb z chłopcami Szamańskiego tj. PSM, ale moja osada systematycznie się oddala. Na trybunie honorowej nasz Dyrektor Piętniewicz zawiera zakład z Dyrektorem Szamańskim.

Meta – na wysokości kapitanatu, wygrywamy, Stasiu Wesołowski pierwszy melduje dyrektorom o zwycięstwie, dostaje 10 dni urlopu. My po tradycyjnej kąpieli sternika meldujemy się w gabinecie dyrektora, otrzymujemy skromne upominki, po 10 dni urlopu, a od dyrektora „GRYFA” Pana Jana Klonowskiego gwarancję pisemną na zatrudnienie.

Obrona pracy dyplomowej z wyróżnieniem, na zakończenie obóz wojskowy w Świnoujściu

zakończony rybackim akcentem – nasza osada pod moim dowództwem wygrywa regaty o puchar Dowódcy War. Woj. w Świnoujściu.

Tym Miłym akcentem został zamknięty rozdział w moim życiu pod tytułem Państwowa Szkoła Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie, następni absolwenci kończyli już Państwową Szkołę Morską

14-go sierpnia 1967 pojąłem pracę w PPDiUR „GRYF” gdzie przepracowałem do schyłku polskiego rybołówstwa dalekomorskiego tj. do 18 – go listopada 1997. 

Anatol Magdziak

Przeglądarka Internet Explorer nie jest wspierana

Zalecamy użycie innej przeglądarki, aby poprawnie wyświetlić stronę