W dniach 14-16.09.2007. odbyło się nasze doroczne spotkanie plenerowe, nie w Trzebieży jak planowaliśmy.
Ze względów organizacyjnych , zaproponowano nam w tych samych kosztach Ośrodek Wypoczynkowy Kiełbicze za Widuchową nad jeziorem Kiełbicze. Wszyscy uczestnicy zostali mile rozczarowani okolicą, pięknem jeziora, ciszą a przede wszystkim warunkami socjalnymi i kuchnią. Tradycyjnie zakwaterowanie odbyło się w godzinach 16-17-ta w domkach nowych, porządnie wyposażonych, pokoje jedno i dwuosobowe
Piątek po południu, zamiast kolacji tradycyjnie grill i tylko przy piwku. Jak zwykle w takich przypadkach wieczornym rozmowom rybaków nie było końca.
Sobota rano śniadanko i wypad na grzyby. Jezioro otoczone jest pięknymi lasami. Królem grzybobrania jednogłośnie został okrzyknięty Romek Sidor. Po obiedzie czas wolny, kto chciał na spacer to poszedł, a kto powędkować to na pomosty. Zbyszek Niciak został królem żywczyków, a mnie udało się złapać na jego żywca jednego szczupaczka.
Wieczorem kolacja przy muzyce i pieczonym prosiaczku, oczywiście były tany. Wasz prezes był tak zaabsorbowany wędkowaniem, że na kolację trafił proso z pomostu, bez białej koszuli i lakierek. Tance i hulanki zakończyły się w godzinach porannych, a o której nie wszyscy dokładnie pamiętają. Frekwencja na niedzielnym śniadaniu była słaba.
Po śniadanku kawka, wędkowanie i opalanie. Trzeba przyznać, że pierwszy raz tak fajnie dopisała nam pogoda. Niektóre dziewczyny się opalały, wędkarze wędkowali a pozostali dochodzili do siebie. Po obiedzie i poobiedniej kawce nastąpił przykry moment rozstania.
Jedno trzeba przyznać, okolica, socjal i kuchnia wyśmienite. Wszyscy uczestnicy jednogłośnie orzekli, że następne nasze spotkanie odbędzie się również w Kiełbiczu.
Tradycyjnie niestety ilość uczestników była mniejsza od zadeklarowanej, a największego pecha miał Michał Mularczyk, który w drodze do Kiełbicza dostał telefon o stawieniu się na statek, przyjechał, popatrzył i z żalem odjechał.
Koledzy którzy nie byli na tym spotkanie mają naprawdę co żałować.
Relacja w obiektywach Wojtka Zawadzkiego i moim w załączeniu.(galerie)
Relację sprokurował Wasz Prezes Anatol Magdziak
Piątek po południu, zamiast kolacji tradycyjnie grill i tylko przy piwku. Jak zwykle w takich przypadkach wieczornym rozmowom rybaków nie było końca.
Sobota rano śniadanko i wypad na grzyby. Jezioro otoczone jest pięknymi lasami. Królem grzybobrania jednogłośnie został okrzyknięty Romek Sidor. Po obiedzie czas wolny, kto chciał na spacer to poszedł, a kto powędkować to na pomosty. Zbyszek Niciak został królem żywczyków, a mnie udało się złapać na jego żywca jednego szczupaczka.
Wieczorem kolacja przy muzyce i pieczonym prosiaczku, oczywiście były tany. Wasz prezes był tak zaabsorbowany wędkowaniem, że na kolację trafił proso z pomostu, bez białej koszuli i lakierek. Tance i hulanki zakończyły się w godzinach porannych, a o której nie wszyscy dokładnie pamiętają. Frekwencja na niedzielnym śniadaniu była słaba.
Po śniadanku kawka, wędkowanie i opalanie. Trzeba przyznać, że pierwszy raz tak fajnie dopisała nam pogoda. Niektóre dziewczyny się opalały, wędkarze wędkowali a pozostali dochodzili do siebie. Po obiedzie i poobiedniej kawce nastąpił przykry moment rozstania.
Jedno trzeba przyznać, okolica, socjal i kuchnia wyśmienite. Wszyscy uczestnicy jednogłośnie orzekli, że następne nasze spotkanie odbędzie się również w Kiełbiczu.
Tradycyjnie niestety ilość uczestników była mniejsza od zadeklarowanej, a największego pecha miał Michał Mularczyk, który w drodze do Kiełbicza dostał telefon o stawieniu się na statek, przyjechał, popatrzył i z żalem odjechał.
Koledzy którzy nie byli na tym spotkanie mają naprawdę co żałować.
Relacja w obiektywach Wojtka Zawadzkiego i moim w załączeniu.(galerie)
Relację sprokurował Wasz Prezes Anatol Magdziak